Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)

30 grudnia 2010

Jezus nam się narodził! To już dwa tysiące dziesięć lat temu..

Kochani!
Wybaczcie, że spóźnione, jednak prosto z serca pragniemy złożyć Wam życzenia Bożego Narodzenia.
Wszak czas świętowania dopiero się zaczął. I trwać będzie, aż do Chrztu Pańskiego.

Niech maleńki Jezus rośnie w Waszych sercach nieustannie objawiając Swoją Chwałę w Waszym życiu. 
Niech obdarza Was Wiarą, Nadzieją i Miłością, jakiej ten świat dać nie może. 
Niech przynosi Pokój, nie święty spokój, ale Święty, Boży Pokój do Waszych serc. 
I niech w końcu przyjdzie do nas ostatecznie, byśmy mogli radować się Nim wspólnie w niebie, wszak tyle lat już na niego czekamy na tym łez padole..
Widocznie mamy tu coś jeszcze do zrobienia! :)
Zatem życzymy umocnienia i odwagi, by wypełniać Bożą wolę i nie bać się podążać krętymi i mało uczęszczanymi ścieżkami.
Magda, Zenek, Ania i Staś

11 grudnia 2010

Adwent dla Rodziców

A co? Przecież nie tylko dzieci chcą specjalnie przeżyć ten czas :)

Znalazłam parę dobrych (m.z.) "pomocy":
  • I przepiękną stronę o Roratach, opisującą ich genezę, tłumaczącą symbolikę pieśni "Rorate caeli" i będącą jednocześnie świadectwem.

Wszystko powyżej za pośrednictwem tej pierwszej strony. Tak więc Drogi Uczniu, pięknie dziękuję :)


Wklejam również linki do zawsze bardzo mnie poruszającego i świetnego Ojca Augustyna Pelanowskiego:
Więcej na linkowanej stronie w zakładce Ambona - Coś dla ducha.

Jeszcze o adwencie

Początkowe niepowodzenia z książką "Wszyscy.." sprawiły, że rozejrzałam się również za innymi formami przeżywania adwentu. Bardzo spodobało mi się "Sianko dobrych uczynków". Polega to na tym, iż co wieczór nasza pociecha robi sobie rachunek sumienia i za każdy dobry uczynek wkłada zasuszoną trawkę, sianko do małego, pustego żłóbka. Dobre uczynki wyścielą "łóżeczko" dla Pana Jezusa. Nagrodą jest pojawienie się figurki Małego Jezusa w dniu Bożego Narodzenia. Spodobało mi się. Jednak dla nas pojawił się tu problem.. z siankiem i mniejszy ale również ze żłóbkiem.

Ponieważ czas płynął, zainspirowałam się programem "Ziarno" i stworzyłyśmy z Ancią "Pudełko dobrych uczynków". Co wieczór Maleńka zastanawia się czy udało jej się w dzisiejszym dniu zrobić jakiś dobry uczynek. Pierwszego dnia znaleźliśmy ich sporo, drugiego też, ale trzeciego dnia uczynków dobrych nie było. Doszliśmy do wniosku, że dobrym uczynkiem jest taki wykonany świadomie, zaplanowany, nie przypadkowy lub wykonany z obowiązku. Jednak dnia kolejnego ta definicja została jeszcze raz poddana weryfikacji, oczywiście za każdym razem wspólnie z Anią. Do dobrych uczynków zaliczono nie wszystkie zaplanowane ale będące przecież spontanicznymi odruchami serca dobre czyny. Odrzucone zostały tylko te, które Ania ma w swych obowiązkach. Jeśli sama z siebie pogłębi dany obowiązek, zrobi coś "ponad normę" to oczywiście to też jest dobrym uczynkiem. Fajny pomysł jak się okazało. Uwrażliwia :)
Dobre uczynki zbieramy przez cały adwent,  w Wigilię zaniesiemy je do Kościoła i położymy pod szopką (jeśli Ksiądz Proboszcz się zgodzi) jako prezent z okazji urodzin dla Pana Jezusa.Taki jest plan :)

W różnych mądrych (i niekoniecznie mądrych) książkach i oczywiście w internecie jest jeszcze parę innych sposobów przeżywania adwentu z dziećmi. Polecam tu "Rytuał Rodzinny"  lub podobne informacje w internecie o tu i
tutaj.

I na koniec jeszcze jedna definicja dobrego uczynku:

Powiedz mi – zapytał Staś – co to jest zły uczynek?
– Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy – odpowiedział po krótkim namyśle – to jest zły uczynek.
– Doskonale! – zawołał Staś – a dobry?
Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu:
– Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy. 

"W pustyni i w puszczy" Sienkiewicza Henryka oczywiście :)
Tom II., rozdział 10.



7 grudnia 2010

II tydzień adwentu

Ostatnia niedziela była kolejną, drugą niedzielą adwentu. A ja zupełnie nie wiem, gdzie mi ten pierwszy tydzień uciekł.. Fakt, trochę się rozchorowałam, ale lekcje przecież były, i niby wszystko toczyło się normalnie. Czas jak zwykle leeeeeci! Często bym chciała, by płynął jednak ciut wolniej. Potrzebuję czasami jakiegoś takiego zatrzymania, zawieszenia ;) Hym, hym może dlatego się rozchorowałam.. ;) Całkiem poważnie, żeby nie było, mam zapalenie oskrzeli.
Ancię jakoś nie bardzo (ku mojemu rozżaleniu) ciągnęło do codziennego studiowania książeczki "Wszyscy na Ciebie czekamy". Pierwszego dnia adwentu oczywiście, jak najbardziej. Drugiego to wycięła postaci Abrahama i Sary, ale już  na przyklejenie ich nie znalazła czasu. Przez kolejne dni na moje propozycje wspólnego czytania nie była chętna. Jedyne co jej się spodobało, to zapalanie świeczki i na koniec "spotkania" jej zdmuchiwanie. Dlaczego tak było? Wydaje mi się, że powód jest prosty. Ancia po prostu się nudziła. Pan Marek Kita w prosty i jasny sposób opisuje historie poszczególnych postaci biblijnych, jednak dla małej dziewczynki są zbyt mało wciągające. Jeśli znamy historię poszczególnych proroków, to jest to fajne podsumowanie. Jednak Ani Izaak i Izajasz jeszcze się mylą. Zabrakło mi w tych historiach (czy to dobre słowo?) tzw. akcji. Na szczęście wiele postaci Ania już zna i mogłyśmy sobie po przeczytaniu "wprowadzenia" (tak to sobie nazwałam) z książeczki dalej rozmawiać o Czekających na Mesjasza. Ich życiorysy są przecież takie niesamowite i poruszające.
Więc po 3 dniach przerwy zaczęłyśmy jeszcze raz. Staś już spał, Zenuś musiał akurat pojechać zrobić zakupy, a my zabrałyśmy się - z małymi protestami Ani - do książeczki. Zapalanie świec oczywiście Anulkę przyciągnęło i nawet wpadała na pomysł byśmy zrobiły taki "akcencik" i pogasiły wszystkie światła zostawiając tylko świece. Powiedziałam, że jak najbardziej możemy zrobić taki nastrój. Zapaliłyśmy jeszcze dwie inne świeczki, połaziłyśmy po ciemnym domu z lampionem zachwycając się jak to fajnie, przy czym opowiadałam Anci, że kiedyś przecież nie było elektryczności i to było zupełnie normalne poruszać się po domu ze świecą czy lampą w dłoni. Bardzo to Anulkę fascynowało. Wróciłyśmy do kuchni, zrobiłam Ani kolację przy świecach i wznowiłyśmy przerwaną lekturę. Mała pamiętała o ilu postaciach mamy doczytać i tym razem poszło nam dużo lepiej. Moje opowiadania były niewystarczające dla Ani, więc na jej prośbę sięgnęłyśmy do źródła. I ostatecznie wyglądało to tak, że Ania wycinała postaci i je przyklejała wkoło Groty Narodzenia Pańskiego, a ja czytałam na głos Pismo Święte. O Abrahamie, Izaaku, Jakubie i ulubionym przez Anię Mojżeszu. Bardzo Anulkę zawsze porusza sposób, w jaki życie Mojżesza zostało ocalone, gdy był jeszcze niemowlęciem i jego pierwsze spotkanie z Panem. Oczywiście historia Izaaka też budziła nasze emocje. Mogłyśmy sobie o tym wszystkim porozmawiać. I wiecie co, to było piękne. Tak siedzieć sobie z ukochaną córką przy świecach i czytać Biblię i przeżywać te historie.
Wniosek ostateczny - książka pana Kity jest inspirująca, aczkolwiek trzeba ją rozbudować we własnym zakresie. Chyba o to też chodziło jej twórcom, by zaprosić rodzinę do wspólnych rozważań adwentowych. Udało się :)



2 grudnia 2010

Interaktywna mapa Polski

Kochani, nauka w domu jest bardzo przyjemna. Na pewno dla mnie ;) Mam nadzieję, że nie tylko..
I w sumie to cieszę się, że jest jakiś program według którego należy prowadzić zajęcia. Inaczej "tracilibyśmy czas" tylko na to, co nas interesuje.. :)
Jedną z dziedzin, na którą mam wielką ochotę jest Historia. Już i tak się z nią powolutku zapoznajemy. 11 listopada miałyśmy do tego wspaniałą okazję. Dzień wcześniej wyciągnęłam swój stary atlas historyczny dla klasy IV i studiowałyśmy z Anią zawzięcie, jak to się zmieniały granice naszej Polski. Śpiewałyśmy oczywiście "Mazurka Dąbrowskiego" i inne pieśni, w tym jej ukochaną "Piechotę". Ania zna już różne pieśni żołnierskie, więc słuchanie ich sprawia nam wszystkim wielką przyjemność.

(Przy okazji polecam piękną płytę naszych kochanych SJ: Baranka i DJ Fabbsa. "Piosenki naszych żołnierzy". Koniecznie posłuchajcie też ich pierwszej rewelacyjnej, uwielbianej przez nas płyty: "Radikala".)

Zenuś mógł nas wesprzeć fachowo przedstawioną wiedzą. Anulkę zaciekawiła zwłaszcza postać Napoleona (Tu polecamy ukochaną książkę Zenka z młodości, której autorem jest Marian Kukiel "Wojny napoleońskie". Niedawno pojawiła się u nas w domu, wzbudzając wzruszenie i wspomnienia z dzieciństwa mego męża, gdyż jest to reprint wydanego w 1927 roku dzieła, wzbogacony teraz licznymi ilustracjami i mapami, wydany przepięknie).

Ja tu się rozpisałam, a miało być krótko o ruchomych granicach Polski. Jest w internecie takie cudeńko, do którego dwa dni temu dostałam link: Ruchoma mapa Polski. Panie Krzysztofie serdecznie dziękujemy :)
Bardzo fajna strona, Ani od razu się spodobała. Mam nadzieję, że za parę lat jeszcze bardziej nam posłuży i Ancia będzie równie chętna.. :) Polecam.

ps. Za Linum: warto odwiedzić cały serwis Historycznych Map Polski :)

28 listopada 2010

Adwent - czas oczekiwania

Bardzo lubię ten czas, czas radosnego oczekiwania na Jezusa. Na cud maleńkiego Dziecka, które swoim narodzeniem zmieniło cały świat.
To jest tak niesamowite, że Bóg zechciał być tak bezbronny, jak niemowlę. Że zechciał być człowiekiem. Jednym z nas. Był Bogiem, i jednocześnie był człowiekiem, czyli wszystko co ludzkie dotykało także Jego, On tego naszego człowieczeństwa doświadczył całą sobą. Ciągle się tym zachwycam..

Ania też bardzo lubi czas przygotowywania się na Boże Narodzenie. W tym roku "wędrujemy" razem z książką, o której już pisałam, "Wszyscy na Ciebie czekamy".  Wieczorem będziemy zapalać adwentową święcę i wspólnie czytać o kolejnej postaci czekającej na Mesjasza.
Mamy też oczywiście plany by chodzić na roraty, znając jednak nasze pory kładzenia się spać, słabo to widzę.. Mam jednak nadzieję, że uda nam się nad tym popracować.
Już w listopadzie na usilne prośby Ani zaczęłyśmy lepić papierowy łańcuch (już jest całkiem dłuuugi) i zabawki na choinkę. Od pierniczków na razie udało mi się wykręcić, ale już zaraz i tak trzeba się za nie zabrać. I za kartki świąteczne. Staramy się wysyłać takie naszej roboty. W zeszłym roku zrobiłyśmy ich, jak się okazało, za mało.


27 listopada 2010

Cudowny Medalik

Poniżej opisuję historię Cudownego Medalika. Nasza jest taka. Będąc prawie dwa tygodnie temu u cioci w szpitalu, zaszłam do kaplicy. Tam przy wyjściu leżały na półeczce "Cudowne Medaliki" wraz z ich krótkim opisem. Ponieważ będąc u ciotki jakiś czas temu wiedziałam, że dostała ona od sióstr taki medalik w szpitalu, wzięłam dla niej obrazek z historią objawień. Wzięłam tez jeden medalik i obrazek z myślą o Ani. Maleńka parę razy wspominała, że chciałaby nosić medalik.. Schowałam go do portfela i... zapomniałam o nim. Były momenty, że sobie o nim przypominałam, gdy... robiłam zakupy. Później znowu uciekało. Dzisiaj rano szykując pieniądze dla Zenia na pieczywo, znowu natknęłam się na medalik. Ustaliliśmy z Zeniem, że uśpimy Stasia i uroczyście go Ani wręczymy. Znalazłam odpowiedni łańcuszek, pudełeczko i zajrzałam do opisu medalika, którego wcześniej nie zdążyłam przeczytać. I tu przeżyłam prawdziwe zaskoczenie... Św. Katarzyna dostąpiła objawienia dokładnie w dniu dzisiejszym! Równo 180 lat temu, 27 listopada, również w sobotę przed adwentem. Po raz kolejny doświadczyłam, że w życiu nie ma przypadków :)



W 1830 roku, 27 listopada, w sobotę przed pierwszą niedzielą adwentu, Matka Boża objawiła się Katarzynie Laborué. Nowicjuszka z klasztoru przy Rue du Bac w Paryżu ujrzała Najświętszą Dziewicę odzianą w czerwonawo połyskującą białą szatę. Jak podaje Katarzyna: "Stała w jedwabnej sukni w kolorze jutrzenki. Stopy jej spoczywały na kuli, której widziałam zaledwie połowę, w rękach wzniesionych na wysokości piersi, trzymała lekko kulę, oczy miała wzniesione ku niebu. Jej postać była niezwykle piękna, nie umiałabym jej opisać. Nagle zauważyłam na jej palcach pierścienie wysadzane klejnotami, z których jedne były większe, inne mniejsze. Rzucały one promienie, jedne piękniejsze od drugich. Nie potrafię wyrazić tego, czego doświadczyłam i co widziałam: piękna i niezwykłego blasku promieni. Głos wewnętrzny mówił mi: »Te promienie to symbole łask, jakie udzielam osobom, które mnie o nie proszą. Dziecko moje lubię udzielać łask«. Następnie wokół Najświętszej Panny utworzył się jakby owalny obraz, gdzie widniały słowa, wypisane złotymi literami: »O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy«. I dał się słyszeć głos: »Postaraj się o wybicie Medalika na ten wzór. Wszystkie osoby, które będą go nosić, otrzymają wiele łask. Łaski będą obfite dla tych, którzy będą go nosić z ufnością«. W jednej chwili wydało mi się, że obraz się odwrócił. Zobaczyłam drugą stronę Medalika: litera »M« z krzyżem powyżej, niżej dwa serca, jedno otoczone koroną, a drugie przebite mieczem, wokół było dwanaście gwiazd”.
Św. Katarzyna LaboureTo widzenie powtórzyło się trzykrotnie i za każdym razem św. Katarzyna zwierzyła się z niego swemu spowiednikowi duchowemu - księdzu Aladel. Jednak ten, obawiając się złudzenia, zwlekał z wybiciem Cudownego Medalika, a nawet zabronił jej o tym myśleć. W końcu zdecydował się przedstawić całą sprawę arcybiskupowi Paryża - De Quelen, a  ten okazał się przychylny. Pierwsze medaliki ukazały się w maju 1832 r. Ks. Aladel wręczył je siostrom, między innymi siostrze Katarzynie Laboure. Przeżyła wielką radość, gdy wreszcie zobaczyła upragniony medalik.
Nikt, poza spowiednikiem, nie znał wybranki niebios. Wraz z rozpowszechnianiem się małego medalika rozpoczęła się lawina cudownych uzdrowień fizycznych i duchowych, wielu nawróceń. Medalik zaczęto nazywać "cudownym". W wielu milionach egzemplarzy rozchodził się po całej Francji i daleko poza jej granicami, budząc wszędzie cześć dla Niepokalanej i potężnego Jej wstawiennictwa u Boga.

(podaję za  http://www.cudownymedalik.pl/ oraz http://www.luxdei.pl/Niezniszczalni.html)




24 listopada 2010

Książki, książki, książki..

Czy Wy też tak kochacie książki jak ja? Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez książek. Chyba prawie wszędzie je ze sobą zabieram. Również gdy wybieramy się gdzieś z Anusią, wtedy są to oczywiście książki dla dzieci :)

Bardzo długo ulubioną lekturą Ani były "Dzieci z Bullerbyn". Gdy nasza córeczka miała trzy latka, kupiliśmy jej na gwiazdkę książeczkę o Bożym Narodzeniu w Bullerbyn - fragment całości. Ponieważ bardzo jej się spodobała, w styczniu podarowaliśmy Ani całą książkę. I od tego czasu musieliśmy ją czytać codziennie - dosłownie - codziennie! Nic innego Ancia nie chciała czytać. W lipcu okazało się, że znamy już całe fragmenty na pamięć.. :) Zwłaszcza Ania :)

Później zaczęły pojawiać się kolejne miłości. M.in. "Przez różową szybkę" Ewy Szelburg-Zarembiny. Nie całość, ale opowiadania o Reni. Gorąco polecam. Są to piękne historie o przyjaźni dziewczynki z różnymi zwierzątkami, przy okazji uczące miłości do przyrody i zwierząt w połączeniu z duża dawką wiedzy na ten temat. W miedzy czasie przewinęło się jeszcze wiele rożnych książkę. Był czas na "Julkę i Julka" Annie Schmidt, "Kukuryku na ręczniku" Marii Kownackiej, o książkach typu "Franklin" czy "Kamilka" nie wspominam, i cudowne historie Zofii Staneckiej o "Basi" . Czytaliśmy wszystkie cześć. I ku naszej radości, pojawiają się ciągle nowe. Są to bardzo wesołe książeczki o przemiłej rodzince: Mama, Tata, starszy brat Janek, Basia i młodszy brat Franek-Kolanek :) Z Basią i jej bliskimi baaaardzo się zaprzyjaźniliśmy.
Długo też zaczytywaliśmy się "Przedszkoludkami" Agnieszki Frączek. Są to przesympatyczne historie i wierszyki o życiu przedszkolaków. Za książkę przy okazji dziękujemy jeszcze raz kochanemu wujkowi Barankowi :)

Później było różnie. Głównie wracaliśmy do tych samych lektur, nic nowego Ancia czytać za bardzo nie chciała, ani "Babci na jabłoni", ani "Cudaczka wyśmiewaczka", ani "Filemonka Bezogonka". Trochę ją zmusiłam do "Pirata Rabarbara" i "Fizi Pończoszanki", przeczytałyśmy je ale nasza córeczka nie chciała do tych lektur wracać. Bardzo natomiast lubiła "Razem ze słonkiem" - o którym już pisałam i różne książeczki o tematyce religijnej, ale o nich w innym poście.

I nagle pojawiła się nowa miłość: Plastuś! Najpierw puściłam Ani film. Od razu się zakochała. Po trzech obejrzanych odcinkach wiedziałam, że bakcyl został zaszczepiony. Natychmiast powstał nasz plastelinowy Plastuś i oczywiście Plastusiowy pamiętnik. Gdy przyniosłam tydzień temu tę książkę z biblioteki, usłyszałam pisk radości.




Kolejnym odkryciem (z tego tygodnia) jest "Dziadek i niedźwiadek" Łukasza Wierzbickiego - niesamowita, prawdziwa historia o misiu w wojsku, który towarzyszył 22. Kompanii Transportowej 2. Korpusy Polskiego w armii Andersa. Za książkę dziękujemy radiu Warszawa :) Wspaniała wzruszająca i bawiąca całą rodzinę opowieść. Przy okazji ucząca o wielu zasłużonych Polakach. Jest to też pogodna historia o wojnie, niestrasząca i epatująca cierpieniem. Nie jest to łatwy temat dla dzieci, zwłaszcza dla naszej Ani.
Już się mentalnie szykuję na kolejne książki tego autora, "Afryka Kazika" i "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd". Ponoć rewelacyjne. Sądząc po historii o niedźwiedziu, tak jest w istocie.



I na koniec piękna książka na najbliższy czas "Wszyscy na Ciebie czekamy" Marka Kity z ilustracjami Doroty Łoskot-Cichockiej i płytą CD z pieśniami adwentowymi. Do książki dołączona jest plansza z grotą Narodzenia Pańskiego i zeszyt z postaciami do wycięcia, które należy wkleić na planszę. Jest to (bez)konkurencyjna forma kalendarza adwentowego. Zamiast czekoladki na każdy dzień adwentu możemy przygotowywać się na spotkanie z Panem Jezusem poznając historie przyjaciół Pana Boga z dawnych wieków. Wszystkie te postaci również oczekiwały na cud pojawienia się Mesjasza i teraz my możemy ten czas przeżyć razem z nimi. Postaci jest 28, tyle co dni adwentu. Miałyśmy z Anią przyjemność być na promocji książki w Fundacji Sto Pociech. Ancia uczestniczyła w warsztatach plastycznych prowadzonych przez ilustratorkę, panią Dorotkę :) Zdjęcia wklejam poniżej.

Gdyby ktoś z Was miał jeszcze ochotę na autograf to kolejne spotkanie z ilustratorką książki odbędzie się w najbliższą niedzielę, 28 listopada w godz. 12:00-13:00 w kawiarni „To lubię” przy Kościele oo. Dominikanów na Służewie. Promocji towarzyszyć będzie wystawa ilustracji z tej książki.
A tu strona pani Doroty :)

12 listopada 2010

11 Listopada - Święto Niepodległości

Nie udało nam się w tym roku uczestniczyć w uroczystościach na Placu Piłsudskiego. Staś się rozchorował, a Ania ostatecznie jechać nie chciała.. Szkoda. Może za rok się uda. Poniżej zamieszczam dwa piękne wiersze Władysława Bełzy. Te mniej znane, bo "Katechizmu polskiego dziecka" chyba wszyscy się uczyli.

Co kochać?

Co masz kochać? pytasz dziecię,
Co dla serca jest drogiego?
Kochaj Boga, bo na świecie,
Nic nie stało się bez Niego.
Kochaj ojca, matkę twoją,
Módl się za nich co dzień z rana,
Bo przy tobie oni stoją,
Niby straż od Boga dana.
Do Ojczyzny, po rodzinie,
Wzbudź najczystszy żar miłości:
Tuś się zrodził w tej krainie,
I tu złożysz swoje kości.
W czyim sercu miłość tleje,
I nie toczy go zgnilizna,
W tego duszy wciąż jaśnieje:
Bóg, rodzina i Ojczyzna!
 
Modlitwa za Ojczyznę

"W imię Ojca, - w imię Syna,
I świętego Ducha",
Polska modli się dziecina,
A Pan Bóg ją słucha.

W oczach dziecka dwie łzy duże,
Wiara w każdem słowie:
"Ojcze! - błaga - cos jest w górze,
"Daj Ojczyźnie zdrowie!

"Pobłogosław dłońmi Swemi,
"Mą ojczystą strzechę;
"A mnie dozwól dla mej ziemi,
"Uróść na pociechę!"

Tak schylone nad posłaniem,,
Dziecię z Bogiem gwarzy;
A Bóg słucha z pobłażaniem,
Na ojcowskiej twarzy.

Słucha... zważa każde słowo...
Zadumał się... myśli:
I nad dziecka jasną głową,
Znak zbawienia kréśli.

Władysław Bełza

Żył w latach 1847 - 1913.



28 października 2010

Holy Wins - Święty Zwycięża

To inna propozycja kontra Halloween. Pomysł takiej akcji zrodził się w Paryżu. Od kilku lat pod tą nazwą organizowane są tam koncerty i czuwania modlitewne dla młodzieży. W Warszawie natomiast w tym roku wspólnota Emmanuel zorganizowała pochód Holy Wins. Organizatorzy zapraszają do radosnego, kolorowego  marszu w strojach Świętych, będą też szczudlarze i bębniarze. Start o godzinie 14.00 pod pomnikiem Kopernika na Krakowskim Przedmieściu, meta w archikatedrze św. Jana Chrzciciela, gdzie o 16.00 odbędzie się msza. Więcej informacji tutaj.

27 października 2010

Bal Wszystkich Świętych

1 listopada obchodzimy Święto Wszystkich Świętych.
Z tej właśnie okazji warto 31 października urządzić dla dzieci Bal Wszystkich Świętych. Koniecznie należy się przebrać za jakiegoś Świętego, Świętą lub Anioła. Możliwości mamy tu naprawdę dużo. Mogą być królowe, królowie, książęta, rycerze, a nawet panie w zbroi (Joanna D'Arc), zakonnicy i zakonnice, księża, siostry, postacie biblijne, prorocy, anioły. Jest to również okazja do zapoznania się z tym wspaniałym gronem bliżej, do odszukania swoich patronów.
A co ma się dziać na samym przyjęciu? Oprócz gier i zabaw nadających się na każde przyjęcie dla dzieci, łakoci, śmiechów i chichów, w tym szczególnym dniu (Wigilii Wszystkich Świętych) możemy pograć w quiz postaci biblijnych czy quiz religijny. Dzieciaki bardzo lubią sprawdzać swoją wiedzę. Oczywiście nie należy przesadzić z trudnością zadawanych pytań. Na szczęście na naszym rynku można znaleźć ciekawe pomoce. Koniecznie trzeba też rozdać nagrody nie tylko dla zwycięzców.
Warto też poskakać przy "Taki duży taki mały może święty być" i innych wesołych pieśniach religijnych.
Nie musimy koniecznie tego dnia straszyć się i wywoływać duchów. To nie zawsze jest fajną zabawą..

24 października 2010

Dzień Nauczyciela

14 października obchodzimy Dzień Nauczyciela. Nigdy nie pamiętałam tej daty, tego dnia również. Jednak przypomniałam mi o nim audycja w radiu Warszawa. Gościem była pani Joanna Białobrzeska. Nawiedzona nauczycielka ;) Tak brzmi tytuł świetnej ponoć książki jej autorstwa "Zostań nawiedzoną nauczycielką".
Rozmowa z panią Joanna była bardzo ciekawa i budująca. Na tyle, że pozwoliłam sobie poszukać informacji na jej temat i chciałabym również przeczytać książkę.
Pani pedagog mówiła, iż ciężko być dzisiaj nauczycielem, zwłaszcza jeśli są oni tak stereotypowo postrzegania. Miała tu na myśli stereotyp negatywny. Mówiła też o braku szacunku dla nauczyciela. Przywoływała np. obraz nauczycielki z reklamy jogurtów, spiętej, sztywnej, w którą dzieci rzucają papierami, a ona nerwowo biega po klasie. Niby śmieszne, ale faktycznie, dla nauczycieli może być przykre. Pani Joanna uświadamiała też, że ciężko być dobrym nauczycielem, gdy słyszy się o sobie (jako grupie społecznej) same złe rzeczy. A przecież jest wielu naprawdę dobrych nauczycieli.
Zwróciła też uwagę na pewien aspekt. W momencie, gdy rodzic ma jakiekolwiek pretensje do nauczyciela, to nie przychodzi z nimi do niego, ale najczęściej omawia je ze swoim dzieckiem, a z wychowawcą wcale, lub wnosząc pretensje na oczach, czy przy wiedzy, dziecka. To niszczy autorytet takiego nauczyciela w oczach ucznia. Jak potem taki chłopiec lub dziewczynka mają dobrze myśleć o swojej nauczycielce, jeśli jego rodzice źle o nim myślą..
Nigdy tak na tę sprawę nie spojrzałam. Sama pamiętam jak obie zgodnie stwierdzałyśmy z mamą, że na "tą niemiłą panią" trzeba patrzeć przez palce, robić co każe, bo trzeba, ale w głębi duszy nie zgadzać się z nią. Takie myślenie w naszym społeczeństwie oczywiście zostało nam po czasach PRLu (o innych okresach naszej historii już nie wspominając). Jednak wtedy wiadomo było o co chodzi. Teraz jest trochę inaczej, ale myślenie zostało.

W moim życiu miałam paru dobrych nauczycieli, jak i paru złych, po których lekcjach przeżywało się prawdziwe traumy. Zawsze lubiłam chodzić do szkoły, ale z przykrością muszę stwierdzić, że szkoła nie motywowała mnie zbytnio do nauki. Jaką byłam uczennicą.. pewnie przeciętną. W szkole podstawowej miałam czwórki, piątki (mówię o ocenach semestralnych), w liceum też tróje, dwój na koniec semestru  nie pamiętam, choć w ciągu roku pały też były.. Mam nadzieję, że się nie mylę ;) Ale problemów ze zdaniem do kolejnej klasy nie było. Dopiero studia obudziły we mnie prawdziwy głód wiedzy. Działo się to za sprawą wspaniałych wykładowców, Profesorów z prawdziwym powołaniem, to było dla mnie coś niesamowitego. Zawsze byłam ciekawa świata, jednak wtedy okazało się, że można uczyć się z satysfakcją, że ktoś to docenia, widzi i prowadzi Cię w te nieznane, fascynujące tajniki wiedzy w sposób bardzo indywidualny. To było dla mnie osobiście naprawdę ekscytujące. Ten głód wiedzy pozostał  mi do dziś. Odczuwam prawdziwą przyjemność ucząc się z Anią, w pewnym sensie nadrabiając to wszystko czego nie udało mi się zgłębić w wieku szkolnym. Oczywiście naukę z Anią dopiero zaczynamy, jednak ja już przygotowuję się na kolejne klasy, czytam o rzeczach, o których dopiero będziemy się uczyły, kupuję książki z dużym wyprzedzaniem biorąc pod uwagę ich zastosowanie w naszej ED. Jednak Ania już teraz jest ciekawa tak wielu dziedzin, że w prostych słowach możemy uczyć się rzeczy w szkole zaplanowanych dopiero po klasie trzeciej. I to jest naprawdę piękne w edukacji domowej.

ps. I tak przy okazji. Ania wzruszyła mnie bardzo wręczając mi tę o to laurkę i składając mi życzenia.. Poczułam wtedy, że jestem faktycznie nauczycielem (takim przez małe "n" oczywiście) ale w związku z tym i w związku z audycją radiową, wiem że będę się dokształcać kierunku pedagogicznym, by jak najlepiej uczuć Anię. I pewnie Stasia też.



Jak to pięknie by powiedział Sokrates "wiem, że nic nie wiem". To uczy pokory.

17 października 2010

Milion dzieci modli się o pokój na świecie

18 października jest dniem, kiedy na całym świecie dzieci o godzinie 9 rano modlą się na różańcu o pokój na świecie. Inicjatywa ta zrodziła się w Wenezueli w 2005 roku, kiedy na lekcji religii pani wychowawczyni i jej podopieczni inspirując się słowami Ojca Pio "gdyby milion dzieci modliło się na różańcu, wówczas świat napełniłby się pokojem" rozpoczęli tą akcję. 
Kochani - włączmy się w to dzieło i módlmy się razem! 
Więcej informacji tutaj: http://www.pkwp.org/milion_dzieci_modli_sie_na_rozancu/

16 października 2010

Trochę konkretów

Niektórzy nasi znajomi pytają zadają pytanie - ale jak to wygląda, czy przychodzi jakiś nauczyciel? I bardzo są zdziwieni, gdy im oznajmiamy, że nie, że to my uczymy Anię.. Jak to "wy uczycie?" brzmi następne pytanie. No tak, my. Tak sobie zatem pomyślałam, że cennym może być opis, co konkretnie robimy. Jak się uczymy, z jakich metod, materiałów, podręczników korzystamy. Gdy się nad tym zastanowiłam, jest tego sporo.

Korzystamy oczywiście z podręcznika. Takiego samego jak w szkole, powiem więcej, dokładnie takiego samego co w szkole i klasie Ani. Podręczniki mamy zatem (ku naszej radości, ponieważ takie też nam się podobały) Wydawnictwa Nowej Ery "Nowe już w szkole".

Nie potrafiłam sobie odmówić czytanek z Elementarza pana Mariana Falskiego :) Logika wprowadzania kolejnych literek jest tam tak cudownie stworzona, że Ania bez większych problemów czyta kolejne teksty i autentycznie jest zaciekawiona, co będzie dalej i nawet chce dłużej czytać niż to jest zaplanowane. Ja natomiast odczuwam wielką przyjemność w obcowaniu z tą książką.

Polecam również książki Marii Kownackiej "Razem ze słonkiem". Jest to seria składająca się z 6 części: Przedwiośnie, Wiosna, Lato, Złota jesień, Szaruga jesienna, Zima. Ania je uwielbia i stale do nich wracamy. Książeczki w bardzo ciekawy i prosty sposób opowiadają, o tym co dzieje się w faunie i florze w danej porze roku. W każdej części jest coś do poczytania, konkretna wiedza o przyrodzie, trochę ciekawostek i kącik małego majsterkowicza. Tworzymy własny ogródek i/lub kącik przyrody, mamy skrzynię skarbów (przyrodniczych oczywiście), jest też dział - bawimy się. Książeczki te pobudzają nas do ciekawych działań - o tym więcej w kolejnych postach.
Bardzo dobra pozycja, szkoda, że nie wznawiana. Prawdopodobnie przydałoby się jej zaktualizowanie, może przeredagowanie, aczkolwiek jak dla mnie można by ją wydać ponownie bez żadnych zmian.

Oczywiście wykorzystujemy też różne zeszyty, ćwiczenia, książeczki ze szlaczkami, literkami, kaligrafowaniem etc. Jest tego dużo na naszym rynku. Mam parę swoich ulubionych wydawnictw m.in.: Papilon i Aksjomat (wydający też ciekawe pisemko "Abecadło"). 

To są stałe punkty naszej szkoły. Są również punkty niecodzienne, pojawiające się częściej lub rzadziej w zależności od fantazji i potrzeb. 

Mam tu na myśli wszelkie prace twórcze, ręczne, majsterklepkowate ;)
Lepimy z plasteliny, ciastoliny, masy solnej. Malujemy, rysujemy, wyklejamy, wycinamy. 
Polecam Kirigami i oczywiście Origami (zapomniane przeze mnie ostatnio ale aktualnie odświeżane).

Robimy też lapbooki czyli książki na kolana. Uczymy się łaciny (ostatnio mniej). Zapoznajemy się z igłą i nitką, pleceniem bransoletek z muliny i tkaniem dywaników na krośnie dla początkujących (dywaników dla lalki Barbie ;)). 

Są też prace sezonowe: próbujemy sadzić roślinki (jak na razie z marnym skutkiem, ale się nie poddajemy :)), suszymy kwiaty, tworzymy ludziki z kasztanów i żołędzi, robimy zabawki na choinkę (od dwóch tygodni Ania mnie męczy by już zacząć je robić, na co monotonnie odpowiadam -  w listopadzie). 

Naszą małą przygodą jest również teatr - szeroko rozumiany. W sierpniu Ania była na warsztatach Lalanny-Marianny i Cudaki-Dziwaki, gdzie przeżyła małą przygodę z tworzeniem kukiełek, marionetek i pacynek (już wiemy czym się różnią :) oraz pierwszymi publicznymi przedstawieniami. Kontynuacją tego tematu są zajęcia z grupą teatralną Stoneczka.Czasami robimy też teatrzyki w domu, ostatnio przedstawiałyśmy wariację Rzepki Tuwima Zamiast dziadka, babci i wnuczka były stworzone wcześniej figurki origami kotka i pieska oraz trzech żółwików. Było wesoło ;) 

Jest jeszcze jeden temat: eksperymenty - fizyczne, chemiczne, przyrodnicze. Inspiracje czerpiemy z wielu źródeł. Internet jest tu oczywiście prawdziwym skarbem. Polecam oczywiście To tylko fizyka oraz A dlaczego?. Korzystamy również z książeczki Mary Stetten Carson "Zabawy z nauką" oraz  serii Larousse'a "Moje pierwsze encyklopedie". Ta ostatnia była inspiracją naszych doświadczeń z halitem, ale o tym w innym poście :)

2 października 2010

1 września

Ponieważ nasza szkoła sprzyja edukacji domowej i zaprasza wszystkich swoich uczniów na wszelkie szkolne akademie, imprezy, święta etc. Ania miała przyjemność 1 września rozpocząć rok szkolny jak większość jej rówieśników. Bardzo się z tego faktu cieszę, ponieważ ja osobiście uwielbiałam wszelkie tego typu spotkania w szkole. Chociaż prawdę mówiąc, ten początek roku szkolnego u Ani nie był taki typowy. Mianowicie rozpoczął się Mszą Świętą, co było dla mnie bardzo cenne. W czasie akademii Pani Dyrektor w swoim przemówieniu do uczniów nawiązała również do Ewangelii z dnia. Nasza córeczka mogła też poznać swoją panią nauczycielkę. Tak, Ania ma swojego wychowawcę w szkole, przynależy do konkretnej klasy i jej nazwisko figuruje na liście w dzienniku. Tak jest w każdym przypadku ED. Natomiast nie zawsze jest możliwość uczestniczenia dziecka w zajęciach, regularnego kontaktu z nauczycielem i merytorycznego wsparcia w nauczaniu ze strony szkoły. Wszystko zależy od danej placówki. Nasza szkoła na szczęście jest życzliwa uczeniu dzieci przez rodziców. Jeszcze z tej oferty nie korzystaliśmy, ale jak najbardziej chciałabym się skonsultować z "naszą" panią wychowawczynią. W końcu dopiero zaczynamy :)

Akademia bardzo się Ani podobała, co mi radośnie zrelacjonowała. Ja niestety nie mogłam być tam razem z nią :(
Nasza córeczka była pod wrażeniem całego ceremoniału wnoszenia sztandaru szkoły i wysłuchania hymnu narodowego, bardzo poruszała ją powaga tej sytuacji... i szczególnie białe rękawiczki asysty sztandaru ;). Oprócz części artystycznej, był też moment zaprezentowania swojej osoby przez mikrofon, z czym też nasza pociecha poradziła sobie z lekkim onieśmieleniem.
Inną miłą niespodzianką był fakt, iż w klasie Ani są jeszcze dwie dziewczynki, które uczą się trybem domowym :)

29 września 2010

Jak zaczęła się nasza przygoda z ED?

W sumie już dosyć dawno, bo prawie rok temu, a może ponad rok temu... jakoś tak. Przekonali mnie do homeschoolingu nasi przyjaciele, Drogie Kumy :) - czyli Rodzice naszej chrześnicy Basieńki.
Muszę przyznać, że na początku bardzo nieufnie podchodziłam do tej metody. Zenuś był od razu na tak (generalnie, jeszcze niekoniecznie u nas w domu), ale ja miałam mnóstwo pytań, wątpliwości i obaw. W miarę upływu czasu i poznawania "o co w tym wszystkim chodzi" okazało się, że, mówiąc kolokwialnie, "gra jest warta świeczki" ;)
Dzisiaj patrzę na ED jako sposób bardzo twórczego rozwoju Anulki, wszechstronnego poznawania wiedzy, z możliwością jak najlepszego wykorzystania czasu, wręcz zaoszczędzenia go. Nauka w domu pozwala nam szeroko podchodzić do tematu, nie trzymać się ściśle programu, lecz móc wybiegać na przód lub wręcz w "tereny" nie zaplanowane dla przeciętnego poznawacza wiedzy. Na dodatek Ania ma czas by wyjść na dwór, pobawić się i porobić to na co ma ochotę, czyli być dzieckiem. Nie musimy stać w korkach, pędzić z jednych zajęć na drugie.
I ze spokojem sumienia zapisałam ją na dodatkowe zajęcia: teatr, instrumenty klawiszowe i angielski. Myślimy też o zuchach, ale zastanawiamy się czy nie poczekać z tym do przyszłego roku. Ach i dojdzie jeszcze pewnie basen.. Dużo.
Gdyby Ania tradycyjnie uczęszczała do szkoły i robiła to wszystko.. nie miałaby wolnego czasu. Na zabawę, wyszalenie się z koleżankami na dworze i bycie z nami. Bycie razem polegałoby pewnie tylko na wspólnym odrabianiu lekcji i spędzaniu czasu w samochodzie. A z czasem tylko na wspólnym staniu w korkach.. Wspólne oglądanie TV odpada, ponieważ takowego sprzętu nie posiadamy - podkreślam z wyboru. Mamy za to komputer, również niezły złodziej czasu.. ;)
Może trochę przesadzam z tym scenariuszem, ale mam podejrzenia, że przy realizacji tylu dodatkowych zajęć , tak by to mogło wyglądać. Są na pewno rodzice, którzy powiedzą, że to nie jest dużo zajęć. Słyszałam o dzieciach, które codziennie mają dodatkowe zajęcia, i przed szkołą i po szkole.. Cóż wszystko jest kwestią wyboru. Na szczęście taki mamy :)
Nie będę tu przytaczać szeregu argumentów za ED/HS/ND lecz wkleję link z Rzeczpospolitej: Obyś własne dzieci uczył :)

Po dokonaniu formalności w maju (czyli zgody dyrekcji szkoły oraz pozytywnej opinii psychologa) i pierwszych próbach w czerwcu, na poważnie zaczęłyśmy "Naszą szkołę domową" w sierpniu, z przerwami na wakacyjnych gości ;)
Anulka wiedząc o planach powstania bloga o ED prosiła bym dokumentowała jej poczynania i później wklejała na stronę, więc teraz z "lekkim" opóźnieniem będę uzupełniać opis/obraz naszych początków :) Będę to robić stopniowo, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :)

 



24 września 2010

Tak, można!

Zgodnie z ustawą o systemie oświaty art. 16 ust. 7a. i 8. ustawy z dnia 7 września 1991 r. obowiązek szkolny dziecka może być spełniany poza szkołą. Czyli mówiąc prościej można swoje dzieci uczyć w domu. Zgodnie z prawem :)
Również zgodnie z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej art. 48:
Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.

Zapraszam do najczęściej zadawanych pytań o ED tutaj.

A jak to wychodzi w praktyce? Zobaczymy :)
Postaram się dzielić na tym blogu naszym doświadczeniem.