Chłopcy oczywiście również z niej skorzystali. W pedagogice Montessori ten temat zapewne jest wprowadzany duuużo wcześniej.
Zaczęłam od wygonienia dzieci na dwór z trzema pojemnikami i łyżkami oraz zadaniem nazbierania jak największej ilości śniegu. U nas już go nie ma ale może w Waszej okolicy jeszcze jest.
Gdy towarzystwo wróciło radosne i zziajane, po odtajaniu zabrali się do kolejnej zabawy - napełniania mniejszych miseczek śniegiem "po brzegi". Myślałam, że z takimi pojemnikami wrócą już z dworu, ale ponieważ tak nie było, zabawa zaczęła się od nowa. Przypadkiem - a wyszło fajnie. Chłopcy poćwiczyli motorykę małą.
Czemu chciałam, żeby pojemniki były wypełnione po brzegi? By lepiej był widoczny efekt, że po rozpuszczeniu śniegu w pojemnikach, woda będzie zajmowała mniejszą powierzchnię niż śnieg. Będzie miała mniejszą objętość. W zielonych miskach widać, że śniegu jest dużo.
Tak wyglądały nasze miseczki po rozpuszczeniu się śniegu.
Następnego dnia zadziałaliśmy w drugą stronę.
Przygotowałam trzy plastikowe kubki, wodę, kolorową taśmę i nożyczki.
Dzieci same (Antoś z małą pomocą) napełniły kubki wodą i zaznaczyły taśmą, do jakiego poziomu ona sięga.
Kubeczki napełnione wodą wsadziliśmy do zamrażalnika. I znowu - lodu było więcej niż wody - jak to stwierdził Staś. Czyli zamrożona woda zajmuje więcej powierzchni niż płynna.
Zmienia się jej stan skupienia, a co za tym idzie - jej gęstość. Inna jest też jej objętość. Przy zamarzaniu lodu jest ona większa niż tworzącej go wody, natomiast gęstość lodu jest mniejsza - o jakieś 10%.
A czy wiecie, że lód jest minerałem? :)
Lód okazał się bardzo smaczny ;) Dzieciaki nie omieszkały spróbować. Przed zamrożeniem oczywiście też podpijały wodę (na szczęście przed oklejeniem kubeczków taśmą).
Kolejnym krokiem była sublimacja lodu w wodę. Chociaż można się przyczepić, że najpierw było topnienie, a następnie parowanie. Tak czy siak wszystkie procesy sobie ponazywaliśmy.
Zaczęliśmy od wyjęcia lodu z kubeczków... Nie było to takie prostu, do momentu odkrycia odpowiedniej metody.. ;)
Należało trochę pościskać kubek, następnie odwrócić go do góry nogami i energicznie uderzyć nim w stół. Zadziałało :)
Następnie garnek z lodem powędrował na kuchenkę.
I lód topił się..
.. aż roztopił ;)
Antoś zdezerterował podczas trwania tego procesu..
A woda w końcu zaczęła parować.
Co nie było łatwe do uchwycenia na zdjęciu.. ;)
Ale ostatecznie udało się!
Załączam jeszcze rozpiskę z przemianami fazowymi.
Wspaniały pomysł na zabawę i naukę. Dzieciaki na pewno były tym zafascynowane.
OdpowiedzUsuńByło faktycznie fajnie. Łatwiej też wszystko zapamiętać.
OdpowiedzUsuń