Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)

20 listopada 2014

Trochę o czytaniu

Lubicie czytać książki? My bardzo. I ja, i mąż, i nasza córka. I synowie też. Regularnie je przeglądają i mówią, że "czytają" ;) Mam nadzieję, że też się zarażą tym bakcylem..

Ciężko mi wchodzić do księgarni, zbyt dużo bym chciała kupić, wszystko kusi...
Dlatego od paru już lat, w sumie od pierwszej klasy Ani, czyli od lat pięciu, odkrywam na nowo biblioteki. Staramy się wybierać te bardziej nowoczesne, z katalogiem w sieci, informacją na maila, że za tydzień trzeba oddać daną pozycję, a potem wiadomością, że to już jutro. Taki system bardzo ułatwia życie. I wypożyczanie ;)
W związku z tym książek możemy czytać nadal dużo, a zwłaszcza nasze dzieci, bez konieczności kupowania ich. W edukacji domowej - bezcenne :)
Ponieważ nasza Ania połyka wręcz książki, dzień zaczyna od książki i kończy go oczywiście czytając, ciężko mi ją od nich odgonić. A raczej zagonić do innych aktywności, zwłaszcza takich związanych z pisaniem lub liczeniem na przykład. Córka jest mistrzem w wynajdywaniu tysięcy sposobów i metod by czytać, czytać i jeszcze raz czytać, i niekoniecznie robić to, co matka by sobie życzyła. Książki są na łóżku Ani, pod łóżkiem, obok łóżka, na biurku, w salonie na komodzie oraz kredensie, znajduję je również na fotelu i kanapie. Wszędzie tam, gdzie niekoniecznie jest ich miejsce. Mimo moich próśb, by na miejsce wracały. Zwłaszcza te z biblioteki.. Mają swoją oddzielną półeczkę, by nie szukać ich po całym domu, co i tak niestety regularnie się zdarza. Połykanie książek, jak widać, ma plusy i minusy. Jak wszystko ;)

Brak mi ostatnio sił i czasu, by ukochaną córeczkę zagonić do pisania, wymyśliłam, by założyła bloga. Z pomocą przeszedł mi podręcznik do nauki języka polskiego, w którym co chwila (dosłownie!) jest mowa o jakimś blogu. Również sama Ania oświadczyła ostatnio, że chce założyć bloga (pewnie ten podręcznik ją natchnął ;)) i pisać o zwierzętach. Przypomniałam córce jedynie, że jednego bloga o zwierzakach już ma (założonego cztery lata temu, wisi sobie martwy w sieci) i
poprosiłam, li i jedynie, by powstał zatem jeszcze jeden o książkach. A może taki postawiłam warunek, już nie pamiętam.. Tak czy siak, poprosiłam o bloga, na którym by pisała o tym, co czyta. A są tego ilości zatrważające.. że wymienię tylko NIEKTÓRE przeczytane w klasie IV: cała seria "Ani z Zielonego Wzgórza", "Pana Samochodzika", "Tomka" Szklarskiego, Tolkiena (siedem razy "Władca Pierścieni" i raz "Silmarillion" - ja nie przebrnęłam), Makuszyński itd. itp. Czyta też i takie pozycje jak "Biuro detektywistyczne Lasssego i Mai" czy regularnie "Basię" Staneckiej. Aktualnie poszedł na tapetę Juliusz Verne.. Tak to wygląda.. czasami jestem tym przerażona. Nie nadążam za nią i nie wiem, którą lekturę omawiać. Ledwo coś zdążę sobie odświeżyć lub przeczytać po raz pierwszy, a Ania jest już pięć pozycji dalej..i jak tu przeprowadzić lekcję nt. książki nie znając jej :((.
Stąd mój pomysł na bloga. Najstarsza latorośl przychyliła się ku niemu ochoczo.
Wymyśliła tytuł strony i temat pierwszego posta. Pobawiłyśmy się wybierając czcionki, planując układ na stronie i ogólnie pouczyłyśmy się, jak bloga samodzielnie obsługiwać. Nawet ja poznałam nowe opcje.. ;) I zostawiłam dziewczynę przed komputerem, by tworzyła swojego pierwszego samodzielnego posta.
Oto i on.! :)
Mam nadzieję, że zapału nie zabraknie i kolejne pojawią się wkrótce. Zachęcam do komentowania bloga Ani, zwłaszcza znajomych - to zawsze mobilizuje :)



Młodsi bracia ciągle widząc siostrę z książką i regularnie słuchając bajek i opowiadań przez nią czytanych, oczywiście też do poznawania literek się garną.
Naszą naukę rozpoczęliśmy już dosyć dawno.. Moje dzieci uwielbiają układać puzzle z podpisanymi zwierzętami firmy Kalimba. Dostała je w prezencie jeszcze Anusia. I z każdym z dzieci dosyć szybko pracowaliśmy na nich, na pewno zanim poszły w ruch litery tak bardziej na poważnie.

Tak zaczynał Stasio, gdy miał dwa lata.. :)


Robił także z puzzli pyszną zupę ;)


Naukę literek zaczynaliśmy od samogłosek, zgodnie z zaleceniami pani Jagody Cieszyńskiej. Potem przyszedł czas na sylaby. Kolejno pisanie palcem po literkach, nie szorstkich co prawda (te czekają na przyklejenie), ale zalaminowanych. I oczywiście w kaszy, tudzież piasku.

Używamy wszelkich materiałów, które mamy w domu. Tak to mniej więcej wygląda.







Piszemy palcem po śladzie.


Dopasowujemy samogłoski do siebie.




Pojawiło się też u nas drzewko sylabkowe. Rewelacyjna pomoc - dziękujemy!


Tutaj Antolek ćwiczy sylaby utworzone z literki "m" oraz samogłosek. 
Wypowiadamy je też wtedy głośno, najpierw wspólnie, później syn samodzielnie.


Ćwiczymy też sylaby w taki sposób.


 Chłopcy mają za zadanie dopasować odpowiednie sylaby do siebie. 



Czytamy je też wtedy na głos.


Samodzielna korekcja błędów. Bez pomocy mamy :)


Zgodnie z zasadami Montessori staram się korzystać z pomocy lub tworzyć takie, które umożliwiają dziecku samokontrolę błędów. Przy czytaniu nie jest to takie proste ;)
O samokontroli błędów w metodzie Montessori przeczytacie tutaj.

Układanie odpowiednich sylab nie jest takie trudne. Ale już prawidłowe ich przeczytanie stanowi pewną trudność. Zwłaszcza dla Stasia, o dziwo dla Antosia nie.. Dlatego stosujemy karty zrobione jeszcze dla Anulki, które pomagają rozpoznać sylabę. 
Po utrwaleniu poszczególnych elementów, czytamy sylaby już bez nich. 

PO jak pole, PU jak puma, PY jak Pyza, PA jak para, PI jak piła, PE jak Pepa i PÓ jak półka.


Stosujemy też różne kombinacje powyższych pomocy.



Staś odkrył, że obrazki można zamieniać w taki sposób by literka była ta sama. 
Powstawały różne śmieszne zwierzątka :)



A później kazał mi czytać takie dziwolągi :D

  
Próbował też pisać po wszystkich literkach alfabetu i dał radę :)

To chyba była owa słynna montessoriańska faza polaryzacji uwagi..
Jak widzicie, tutaj pracuje tylko Staś, długo i bardzo dokładnie. 
Antoś zupełnie nie był zainteresowany.

I w końcu przyszedł czas na niezastąpionego Falskiego. 


Próbowałam parę dni temu czytać go ze Stasiem... i tadam! To działa! Pierwsze strony podręcznika za nami, przeczytane! :) Mimo, że niektóre literki jeszcze się mylą i nie są utrwalone.. 
Na szczęście u Falskiego to nie problem.
Dotarliśmy tutaj. Co za radość :)


Teraz muszę się jeszcze zmotywować do przyklejenia szorstkich literek na wykonane już przez Dziadka tabliczki oraz do zalaminowania "ruchomego alfabetu" i wycięcia go. To chyba będzie najtańsza opcja, zobaczymy na ile efektywna. Na profesjonalne literki aktualnie funduszy brak.

Do metody Domana jakoś nigdy się nie zmobilizowałam, a zeszytów Cieszyńskiej nigdy nie kupiłam, pomimo ciągłego zamiaru, by to uczynić.. może jeszcze się uda ;)

ps. A to zdjęcia z dzisiejszego poranka, które zrobiła telefonem babcia Renia :)


  
I piosenka ;)


8 komentarzy:

  1. A u nas dziś mój malutki synek (ok godz 23.30) przed zaśnięciem (w pokoju półmrok, a może mrok ;) odczepia się od mojej piersi, wstaje, maszeruje do półki z książkami, wyciąga wiersze, przychodzi do mnie, podaje książkę, kładzie się przy piersi, mówi: "Jecie". On pije mleko a ja opowiadam wiersze, książkę trzymam oczywiście otwartą przed sobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Inspirujący wpis :-) gdzie można kupić litery do pisania paluszkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profesjonalne montessoriańskie są szorstkie na drewnianych tabliczkach. Oryginalne oczywiście drogie. Można zrobić je samemu, wyjdzie taniej. A najtańsza jest opcja powyżej ;) Wydrukowałam alfabet pisany czcionką szkolną Elementarz i zalaminowałam. Nie są szorstkie i nie pobudzają tak zmysłów, jak montessoriańskie. Ale na pewno też można z nimi dobrze i efektywnie pracować. Można też pisać po nivh flamastrami ścieralnymi i ćwicząc rączkę. Niestety nie mogę ich znaleźć na komputerze, a nie pamiętam kto je udostępniał. Jak zlokalizuję, to wkleję.

      Usuń
  3. Dziękuję za materiały. Ściągam i korzystam bo pora zacząć pracować nad literkami z najmłodszą. Idzie mi jakoś gorzej niż ze starszymi więc te pomoce na pewno się przydadzą.
    Moja najstarsza córka to czytelnik podobny do Ani - zawsze, wszędzie i namiętnie czyta. W czasie wakacji wpadłam na podobny pomysł jak Ty i pomogłam jej założyć bloga. Niestety po 2 czy 3 wpisach przestało ją to bawić i stwierdziła, że woli czytać niż pisać o czytaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :)
      Możliwe, że u nas to blogowe pisanie też się szybko skończy. Mam nadzieję, że nie ;)
      Aktualnie powstał kolejny post..

      Usuń
  4. Masz niesamowite pomoce naukowe, z którymi jak widać nauka czytania to sama przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy tylko odkryjesz źródło tych pięknych liter o wydruku, proszę podaj link ;)

    OdpowiedzUsuń