Nie ogarniam.
Ostatnio. Chociaż chyba wcześniej też. Ani bloga, ani tematów domowych. Za dwa dni środa popielcowa, a ja kończę pisać post o.. adwencie.. :(
O innych pozaczynanych wpisach i "tylko" czekających na zdjęcia nie wspominając (o kosmosie, o mapach, o częściach mowy, Arktyce, sztuce, owadach ciągle jeszcze i innych naszych aktywnościach...). W głowie oczywiście pomysły na Wielki Post i jako sprawa priorytetowa należy im się pierwszeństwo. Ale szkoda mi tego zaczętego i "prawie" skonczonego posta o adwencie.. w związku z czym nie piszę nic..
Mam dość chorób.
Moich, dzieci, znowu moich, potem wszystkich dzieci. Złapaliśmy jakiegoś okropnego wirusa, który rozłożył nas po kolei. U Krzysia skończyło się to aż zapaleniem płuc.. Już chyba po. Chyba, bo Bąbel znowu ma katar, co mnie oczywiście paraliżuje.. Mnie też znowu rozkłada. I podziębienie i inne "dary" jakie posiadam..
Mam dość zimy.
Takiej byle jakiej. Bez mrozu i śniegu. Gdzie lepienie bałwana i sanki?? Przez ferie chorowaliśmy i żadne plany nam nie wyszły. Wiosno przyjdź!!! Chcę już sadzić kwiatki i wygrzewać się w słońcu!
Może krokusy zaczynają się przebijać? Sadziliśmy w zeszłym roku. Trzeba sprawdzić.
Jedynie ED nie mam dość. Mimo, że niby za wiele nie robimy. To jednak robimy. Tak mimochodem i niby przypadkiem. Unschooling sprawdza się doskonale ;) Oczywiście odbiega to znacząco od mojej "idealnej" lub chociaż "półidealnej" wizji. Ale o dziwo, gdy dopada mnie podłamania i jednak tak sobie zsumuję, co dzieci robiły. Nie jest tak źle. Może jest chaotycznie. I na pewno trochę bez ładu i składu, ale świat odkrywamy. W wielkim bałaganie domowym. Mąż dobry, co raz mniej zgrzyta zębami na jego widok.. I też w chwilach załamania myślę, sobie, że gdyby moje dzieci chodziły do szkoły, byłabym o wiele bardziej zestresowana. Tak to się pocieszam, że jeszcze przecież zostały nam 4 miesiące do egzaminów. To przecież kupa czasu :) Nie? Taaaa..
No dobra. Ponarzekałam sobie podczas wrzasków dobiegających z łazienki i napisałam posta w 10 minut. Rekord!
Zatem zabieram się za pozostałe. Adwent - nie odpuszczę. I Wielki Post - bo to już zaraz!
Pa!
ps. Nina, jak zwykle dzięki za pozytywnego kopa tudzież posta ;)
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)
Głowa do góry! Mnie też dopadł dół. Liczę na wiosenne ożywienie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuńCzas spać. Oczywiście po pierwszym poście (powyższym) obudził się Krzyś - czyli karmienie, potem jeszcze trzeba było powiesić pranie, ogarnąć kuchnię i co tam spanie, dokończyć tego ciąąąąąagnącego się posta o adwencie.. uff! udało się. Co za ulga. I radość ;) Dobranoc!
Też jestem zmęczona.
OdpowiedzUsuńByle do wiosny.
:-)
Każda z nas to chyba ma, czasem dzień za długi ;) Aby do wiosny, zawsze to więcej słońca.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i nie daj się :)
Będzie dobrze! Zima powoli odpuszcza a wraz z nią odpuszczą w końcu choroby. Z egzaminami też dacie rade :o)
OdpowiedzUsuń