Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)

17 lutego 2015

Kalendarz wielkopostny dla dzieci starszych cd. - materiały do wykorzystania

W zeszłym roku Wielki Post przeżywaliśmy razem ze Świętymi i Błogosławionymi Kościoła Katolickiego. Pomagał nam w tym nasz kalendarz wielkopostny - opisany szerzej tutaj (klik).

Ostatecznie wyglądał tak :)


Tutaj zamieszczam pozostałe materiały do niego - może Wam się przyda i skorzystacie.
Wrzucam z możliwością edycji, gdybyście chcieli opowiedzieć swoim dzieciom o innych wspaniałych Świętych - jest ich bez liku na szczęście :)))

Wizerunki Świętych i Błogosławionych
Liczby  1-40

W podgladzie wydaje się, że liczby są poprzestawiane, ale gdy plik ściągniecie wszystko będzie w porządku :)

Ja starałam się dobrać jak najwięcej świętych i błogosławionych dzieci lub szukałam wizerunków wybranych świętych z ich dzieciństwa lub młodości - jak w przypadku św. Jana Pawła II czy św. Urszuli Ledóchowskiej. Dzieciom łatwiej jest utożsamiać się z innymi dziećmi. Zależało mi również by jak najwięcej osób było naszymi rodakami z tego samego powodu. Prościej jest nam się utożsamiać się z innymi Polakami.

W naszym kalendarzu znalazło się też trzech specjalnych "Świetych" ;) 
Na trzy ostatnie dni przygotowałam do przyklejenia zdjęcia naszych dzieci - była to forma zaproszenia ich do świętości. 


W końcu każdy może świętym być, jak śpiewa ulubiona przez nas Arka Noego.

Refleksje poŚwiateczne II - sensorycznie i plastycznie

Od dobrych sześciu lat tradycją w naszym domu jest przygotowywanie przez dzieci prezentów home-made dla naszej rodziny i bliskich. Co roku powstają różne cudeńka: bombki przeróżne, aniołki, choinki, św. Mikołaje, makaronowe korale, ramki do zdjęć, ozdobne pudełka, wazoniki itd. etc.

W tym roku (a w zasadzie to już w zeszłym ;)) los padł na masę solną. Dzięki podpowiedzi dobrej Duszyczki - dziękujemy!!!. Muszę przyznać, że zbyt dużego doświadczenia w jej przygotowywaniu nie mieliśmy. Zrobiłyśmy ją ze dwa razy z Anią w celu posiadania większej ilości masy plastycznej, bardziej do ugniatania i wycinania kształtów niż tworzenia figurek. I po kolejnych doświadczeniach  stwierdzam, że to wspaniały materiał.
Dzieci same przygotowywały masę - ważyły, sypały, przelewały, mieszały i ugniatały. Było to świetne ćwiczenie sensoryczne dla małych rączek. Ćwiczyliśmy ruchy precyzyjne i wzmacnialiśmy mięśnie dłoni.


Dzięki temu internetowemu kursowi (klik) lepienia Aniołków
powstały trzy piękne niebiańskie figurki.
Czuwają teraz w domach u naszych trzech Babć (jednej Pra) :)




Pojawiły się też inne urocze zawieszki na choinkę: serduszka, okrągłe zawieszki z wytłoczonymi obrazkami (rybka, kaczka, samochód, domek itp.), a nawet dinozaury. Niestety nie mam zdjęć :(
Tylko parę z procesu powstawania.


Masa solna dosyć długo schła, pomimo użycia piekarnika. Później część ozdóbek została pomalowanych, zwłaszcza dzieła chłopców, Ania wolała je w kolorze naturalnym, tylko nieliczne dostąpiły zaszczytu spotkania się z farbą. A szkoda. Moim zdaniem po pomalowaniu perłowymi farbami akrylowymi, ozdoby nabrały jeszcze większego uroku.

W natłoku spraw do zrobienia przed Wigilią te piękne dzieła nie doczekały się sesji fotograficznej. Zupełnie o tym zapomniałam :( Szkoda.

Pierniczki.
Oprócz ugniatania masy solnej dzieciaki ugniatały też ciasto na pierniczki. To kolejna również już wieloletnia tradycja w naszym domu. Zwykle tak gdzieś od połowy listopada słyszę " Mamo, kiedy będziemy robić pierniczki? ". Takie pytania-prośby zdążają się u nas także w lecie..
Aktualnie moją rolą podczas pieczenia tych świątecznych ciasteczek jest nadzorowanie. I podanie przepisu. Chociaż to też mali kucharze mogliby zrobić sami. Trzy lata temu Ania wpisała mi samodzielnie przepis w nowy (wtedy) zeszyt kuchenny.

Tak więc ćwiczymy dalej sensomotorykę, ruchy precyzyjne, liczenie-ważenie i mięśnie dłoni.



 
I najprzyjemniejsze. 
Ugniatanie!


 Dzięki kochanej Córeczce powstały też pierniczki specjalnie dla mamy
  3BEZ - bezglutenowe, bezmleczne i bezjajeczne!
Przepis stąd (klik).


Dla dzieci bardziej tradycyjne ale też bezmleczne, tzw. szybkie, stąd (klik)
Zamiast masła dajemy margarynę i zamiast sody proszek do pieczenia.

Efekt pracy Małych Kucharzy :)


Czas na kolejne ćwiczenia małych raczek ;)

 
 Upiekliśmy dziewięć blach.



I ostatnia nasza tradycja - kartki okolicznościowe home made.
W tym roku powstawały w naprawdę ekspresowym tempie. Staś okazał się wręcz istną maszyną, do ich tworzenia.. ;) Wykorzystaliśmy gotowe pakiety do samodzielnego scrapingu dostępne w jednym z dużych marketów, kolorowe papiery, dziurkacze i inne przydatne materiały.

Prawie wszystkie ;)

Naprawdę warto. 
To wielka radość takie domowe, rodzinne przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. 
A jaszcze większa, gdy możemy naszą pracę i wysiłek ofiarować innym.

16 lutego 2015

Mam doła..

Nie ogarniam.
Ostatnio. Chociaż chyba wcześniej też. Ani bloga, ani tematów domowych. Za dwa dni środa popielcowa, a ja kończę pisać post o.. adwencie.. :(
O innych pozaczynanych wpisach i "tylko" czekających na zdjęcia nie wspominając (o kosmosie, o mapach, o częściach mowy, Arktyce, sztuce, owadach ciągle jeszcze i innych naszych aktywnościach...). W głowie oczywiście pomysły na Wielki Post i jako sprawa priorytetowa należy im się pierwszeństwo. Ale szkoda mi tego zaczętego i "prawie" skonczonego posta o adwencie.. w związku z czym nie piszę nic..

Mam dość chorób.
Moich, dzieci, znowu moich, potem wszystkich dzieci. Złapaliśmy jakiegoś okropnego wirusa, który rozłożył nas po kolei. U Krzysia skończyło się to aż zapaleniem płuc.. Już chyba po. Chyba, bo Bąbel znowu ma katar, co mnie oczywiście paraliżuje.. Mnie też znowu rozkłada. I podziębienie i inne "dary" jakie posiadam..

Mam dość zimy.
Takiej byle jakiej. Bez mrozu i śniegu. Gdzie lepienie bałwana i sanki?? Przez ferie chorowaliśmy i żadne plany nam nie wyszły. Wiosno przyjdź!!! Chcę już sadzić kwiatki i wygrzewać się w słońcu!
Może krokusy zaczynają się przebijać? Sadziliśmy w zeszłym roku. Trzeba sprawdzić.

Jedynie ED nie mam dość. Mimo, że niby za wiele nie robimy. To jednak robimy. Tak mimochodem i niby przypadkiem. Unschooling sprawdza się doskonale ;) Oczywiście odbiega to znacząco od mojej "idealnej" lub chociaż "półidealnej" wizji. Ale o dziwo, gdy dopada mnie podłamania i jednak tak sobie zsumuję, co dzieci robiły. Nie jest tak źle. Może jest chaotycznie. I na pewno trochę bez ładu i składu, ale świat odkrywamy. W wielkim bałaganie domowym. Mąż dobry, co raz mniej zgrzyta zębami na jego widok.. I też w chwilach załamania myślę, sobie, że gdyby moje dzieci chodziły do szkoły, byłabym o wiele bardziej zestresowana. Tak to się pocieszam, że jeszcze przecież zostały nam 4 miesiące do egzaminów. To przecież kupa czasu :) Nie? Taaaa..

No dobra. Ponarzekałam sobie podczas wrzasków dobiegających z łazienki i napisałam posta w 10 minut. Rekord!

Zatem zabieram się za pozostałe. Adwent - nie odpuszczę. I Wielki Post - bo to już zaraz!
Pa!

ps. Nina, jak zwykle dzięki za pozytywnego kopa tudzież posta ;)

1 lutego 2015

Refleksje poŚwiąteczne cz.I - Drzewo Jessego i Tort dla Pana Jezusa

Wiem, wiem. Większość z Was myśli już o Wielkanocy. Ale chciałam się podzielić na przyszłość.. Post zaczęłam pisać na początku stycznia. Niestety ustawiczne choróbska pokrzyżowały moje plany. Zatem zapraszam jeszcze na klimaty adwentowe. A niedługo - jak się uda - będą nowe pomysły na Wielki Post. Na razie zapraszam na nasze poprzednie wielkopostne aktywności - patrz etykiety po prawej stronie.

Plany na adwent były takie (klik). Wyszło różnie ;)

Drzewo Jessego
Najbardziej się cieszę, że udało nam się codziennie (sic!), tak co-dzien-nie (!!!), usiąść razem wieczorem i czytać Słowo Boże. W różnym składzie, raz większym raz mniejszym, razem z goszczącymi babciami, na wpółśpiąco, ale udało się! Hura!
Nie zawsze na czas była gotowa zawieszka do Drzewka Jessego, czasem wisiała niepokolorowana i dopiero dnia kolejnego nabierała barw. Najważniejsze jednak było czytanie Pisma Świętego. Czytane przez cały Adwent :)


Zapalanie świecy i czytanie przy małej lampce robiło bardzo nastrojowy klimat. Codziennie kto inny miał dyżur gaszenia świeczki. Na szczęście ich ilość zwiększała się i niedziela była jeszcze bardziej wyczekiwana. Nie obyło się oczywiście bez kłótni czy zachlapanej woskiem komody (grrrr), a nawet raz kanapy (no comment..).




Na początku każdego dnia przywileje: kolorowania zawieszki, zapalania świecy, wieszania zawieszki i gaszenia świecy były podzielone miedzy dzieci. Każdy miał swój dyżur. Wychodziło różnie.. Ponieważ najsłabiej było z odpowiednio wczesnym pokolorowanie - zrobiliśmy to ostatecznie zbiorczo jednego dnia.




Oprócz Biblii Jerozolimskiej korzystaliśmy z "Biblii dla Maluchów" i "Biblii dla Milusińskich" (obydwie wyd. Vocatio), "Opowiadań Biblijnych na każdy dzień" (WAMu) oraz przede wszystkim "Naszym dzieciom o Biblii" Anny de Vries (Wydawnictwo Cross). Dziecięce przekłady biblijne przygotowaliśmy zwłaszcza pod kątem chłopców, dla których oryginalne fragmenty Pisma Świętego były miejscami zbyt trudne. Ani też było łatwiej. Od któregoś dnia skupiliśmy się już tylko na ostatniej wymienionej powyżej pozycji biblijnej, nota bene rewelacyjnej, polecam. Są to już całkiem długie historie-opowiadania, bardziej dla dzieci starszych. Antoś nie zawsze był w stanie w pełni się skupić, więc w między czasie jeździł np. samochodzikiem po dywanie, jednak z czasem coraz łatwiej mu to przychodziło. Jeśli tylko nie poszedł wcześniej spać.. Staś chłonął całym sobą, Anusia oczywiście również.


Tak więc był tekst oryginalny (zwłaszcza) dla rodziców i tekst poszerzony, opracowany pod kątem młodszych słuchaczy. Ponieważ nasi Milusińscy baaardzo się wciągnęli w ten codzienny rytuał, nie chcieli się odrywać od tych poruszających historii. W związku z czym nasze wieczory trochę się przeciągały..

Ilustracje do tekstów biblijnych warto powiesić na gałązkach wiśni, jabłoni, śliwy czy innego owocowego drzewka. Jeśli włożymy gałązki do wazonu już tydzień przed adwentem, zakwitną nam na Wigilię :) Ja niestety zrobiłam to o tydzień za późno i nasze drzewko w pełni zakwitło dopiero w Święto Objawienia Pańskiego czyli na Trzech Króli. Jednak już same zielone pączki kwiatów sprawiły nam w dniu Bożego Narodzenia moc radości. Cóż więc to byłaby za radość, gdyby w pełni zakwitły. Do zrobienia za rok!


Podsumowując:
Drzewko Jessego na pewno będziemy powtarzać. Warto jednak dobrze sobie przygotować fragmenty Słowa Bożego pod kątem słuchaczy :) Żeby nie było ani za mało, ani za dużo. Dzieci były bardzo ciekawe tych historii, które już przecież w dużej mierze znały, ale nie tak bardzo rozbudowane. Były wstanie wysłuchać dużo więcej, gdy czytaliśmy właśnie opowiadania biblijne. Wszystko zależy od języka (formy) w jakim treść jest przekazywana.
Dobrze też zawczasu ogarnąć temat zawieszek-ilustracji. W naszym codziennym zamieszaniu nie wychodziło przygotowywanie ich każdego dnia.





Tort dla Pana Jezusa
Opis jak dla Drzewa Jessego tutaj (klik).
Pierwszego dnia adwentu przeczytaliśmy sobie opowiadanie i metodą burzy mózgów stworzyliśmy listę dobrych uczynków, jakie dzieci chciałyby wykonać w czasie adwentu. Trochę naszych sugestii, reszta samodzielnych pomysłów. Dzieci same robiły ilustracje i kto potrafił podpisywał. Następnie rozdzieliliśmy "uczynki" na poszczególne dni.

 


Miały być zawieszone na sznurkach, jak w opowiadaniu, ale czasu (lub motywacji ;)) zabrakło. Tak więc spięte spinaczem czekały na odczytanie każdego ranka. No.. prawie każdego, mama czasami zapominała rano.. przypominała sobie trochę później.. tak po południu lub nawet - o zgrozo - pod wieczór... Jednak dzieciaki były dzielne i nie zrażały się maminymi niedociągnięciami ;) Zasadę mieliśmy taką, że "uczynki" z dni poprzednich można wykonywać też w dni następne. Wtedy ilość przyklejonych świeczek, ozdóbek czy prezentów jest większa. Bardzo dobra zasada. Polecam :)

Nasze Skarby w większości same wycinały ozdoby i je przyklejały (ćwiczymy paluszki).


Na początku pamiętały o torcie doskonale. Z czasem zdarzało się zapomnieć. I co najdziwniejsze. O dobrych uczynkach nie zapominali, zapominali o przyklejeniu świeczki.. byłam tym bardzo zdziwiona. Myślałam, że będzie odwrotnie. Że to zabawa w przyklejanie będzie najatrakcyjniejsza. To było miłe zaskoczenie :)

Oczywiście my rodzice też staraliśmy się czynnie uczestniczyć w wypełnianiu dobrych uczynków.
Załączam listę wymyślonych przez dzieci dobrych postanowień. Na niektóre dni aktywności są podwójne, dostosowane do możliwości (tudzież chęci) naszych pociech. Wcale nie było łatwo je stworzyć, dlatego dzielę się, może za rok będą dla kogoś inspiracją:
  1. Odniosę swoje ubrania do kosza na pranie.
  2. Położę się wcześnie spać (to było z dedykacją dla mamy ;)).
  3. Pochowam czyste skarpetki i majtki do szuflad.
  4. Będę grzeczny podczas kąpieli.
  5. Wymyślę stroje na Jasełka.
  6. Nie będę krzyczeć na innych.
  7. Zrobię 7 kartek świątecznych.
  8. Pościelę swoje łóżko./Oddam ciężarówkę (zabawkę) biednym dzieciom.
  9. Zrobię prezenty dla rodziny.
  10. Zjem obiad bez marudzenia.
  11. Pójdę na roraty.
  12. Ubiorę się od razu po wstaniu z łóżka.
  13. Zaopiekuję się młodszym rodzeństwem.
  14. Oddam (niezniszczoną) zabawkę biednym dzieciom.
  15. Będę miły dla moich bliskich.
  16. Pomogę rodzeństwo sprzątać zabawki.
  17. Zrobię papierowe prezenty dla sąsiadów.
  18. Zrobię niespodziankę dla taty.
  19. Upiekę i ozdobię pierniczki.
  20. Zrobię śniadanie lub kolację./Oddam dinozaura.
  21. Zrobię przyjemność mamie.
  22. Posprzątam swój pokój.
  23. Pomogę rodzicom w przygotowywaniu do Wigilii.
  24. Ubiorę choinkę.
Na jeden z pierwszych dni podsunęłam "zanoszenie swojej brudnej bielizny do prania". Codzienna kupka skarpetek, bluzek i majtek naszych pociech pojawiająca się wieczorem w łazience okropnie mnie drażni. Może dlatego, że to zwykle ja muszę ją odnosić do kosza na pranie.. ;) Tak więc w okresie adwentu ów żmudny, codzienny rytuał został mi (prawie) zabrany. Niestety wraz z 24 grudnia powrócił jak bumerang.. ;)

Podsumowując:
Dzieciom wykonywanie dobrych postanowień bardzo się podobało. Nie spodziewałam się, że tak poważnie podejdą do tematu. Podkreślałam, że to prezent dla Pana Jezusa i przyklejając ozdobę niech ofiarowują daną czynność Panu Bogu. Jak się okazało (i co było piękne) czynności okazały się ważniejsze niż przyklejanie. Oczywiście ozdabianie tortu również sprawiało im wielką przyjemność, od najmłodszego dziecka poczynając, a kończąc na najstarszym :)


Mamy nadzieję, że nasz "Tort" spodobał się Panu Jezusowi :)