Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)

26 grudnia 2014

Rzeźbimy mózg - ciasteczka edukacyjne grudzień

W grudniowym numerze Gazetki Sąsiedzkiej ukazał się mój kolejny tekst z cyklu Ciasteczek edukacyjnych. Tym razem było o neurodydaktyce.

Cała Gazetka jest do ściągnięcia tutaj, a do lektury artykułu zapraszam również poniżej.



Rzeźbimy mózg

Lubimy uczyć się o tym, co nas interesuje lub tego, co może nam się przydać w życiu. Chętniej poznajemy nowe rzeczy w gronie przyjaciół i bliskich nam osób. Dla wielu ludzi rozwiązywanie zagadek i krzyżówek jest wspaniałą formą rozrywki. To tylko niektóre ze sposobów uczenia się, jakie preferuje nasz mózg.  W naszej domowej szkole uczymy się na wiele sposobów. Staram się wykorzystywać różne nurty pedagogiczne. Zarówno klasyczne już koncepcje, jak i współczesne odkrycia naukowe. Jedną z takich stosunkowo nowych i prężnie rozwijających się dziedzin nauki jest neurodydaktyka, czyli nauka o tym jak lubi uczyć się nasz mózg.

Co lubią nasze głowy?

Neurony w naszych głowach najchętniej rozwiązują problemy, nie lubią biernego powtarzania i odtwarzania. Jeśli jakiś temat wydaje się nam nudny, nasz mózg najzwyczajniej w świecie nie chce się tego uczyć. Nie czuje się zmotywowany. Więc jak go zachęcać do nauki?
Świat jest ciekawy i pasjonujący, więc nauka z perspektywy osoby dorosłej powinna wydawać się niezmiernie interesująca. Są sytuacje, kiedy po prostu musimy się pewnych rzeczy uczyć. By funkcjonować, bo tak stanowi prawo, by lepiej zarabiać i gdzieś na końcu by się rozwijać. A jak motywować do nauki dzieci, które trudno przekonać, że coś jest wartościowe i do nauczenia wręcz koniecznie. Na przykład tabliczka mnożenia czy zasady ortografii. Przecież dzisiaj są kalkulatory i programy komputerowe, które same poprawiają nasze błędy.
Z pomocą przychodzi nam wiedza o tym, jak lubi uczyć się nasz mózg. Czynniki pomocne naszym strukturom neuronalnym w procesie uczenia to:
- łączenie wiedzy poznawczej z emocjami i aktywnością ciała
- bezstresowa, przyjazna atmosfera
- praktyczne znaczenie i zastosowanie poznawanego materiału
- poznawanie raczej przez wzrok a nie słuch (ułatwia zapamiętywanie)
- poznawanie przez dotyk rąk (ręce mają w mózgu bardzo dużą reprezentację, ich aktywność pobudza więc wiele struktur neuronalnych)
- możliwość odniesienia poznawanego materiału do własnych doświadczeń
- rozwiązywanie problemów i przetwarzanie informacji zamiast reprodukowania
- praca w grupie

Ruch, poznawanie dłońmi i dużo śmiechu

Ciężko wykorzystywać wszystkie wytyczne na raz, dlatego należy dostosować je do zaistniałych warunków. Naszym pomysłem na naukę ortografii w myśl zasad neurodydaktyki było połączenie poznawanych zasad poprawnej pisowni z ruchem i pozytywnymi emocjami. Oczywiście w przyjaznej i bezpiecznej atmosferze. By jak najbardziej zaangażować córkę poprosiłam ją, by napisała literki u, ó, ż, rz, h oraz ch każdą oddzielnie na kartce A4, tak by każda wypełniała całą stronę. Następnie wspólnie zalaminowałyśmy naszą pomoc. Potem zaczęła się zabawa. Ja głośno wymawiałam słowo z trudnością ortograficzną np. wóz, a zadaniem Ani było jak najszybciej znaleźć się na odpowiedniej literce i następnie wypowiedzieć odpowiednią zasadę, w tym wypadku o odmianie ó na o, czyli wóz bo wozy. Jeśli nie wiedziała, jak wyjaśnić pisownię lub po prostu pomyliła się skacząc na złą literę, ja mówiłam odpowiednią regułę. Dużo przy tym było śmiechu i zabawy, ponieważ słówka wypowiadałam coraz szybciej i trzeba było spieszyć się ze skakaniem. Bawił się z nami wtedy też dwuletni Staś i również z radością skakał na literki. Biorąc pod uwagę współczesną wiedzę o zapamiętywaniu w jego głowie również utworzyły się nowe połączenia nerwowe. Przy tej zabawie szybko udało nam się opanować zasady ortografii.
W większej grupie zabawa jest jeszcze weselsza i efektywniejsza. Dla dużej ilości dzieci można zrobić takie litery w formie plakatu czy na papierze pakowym.
Ucząc się tabliczki mnożenia z dziećmi wykorzystuję gry planszowe, które moje dzieci bardzo lubią. Jedna ma wesołą szatę graficzną. Jest to ślimak, w którego zwojach muszli wpisane są działania. Dziecko może samo wykonać taką pomoc, by jeszcze bardziej zaktywować swoje neurony i pobudzić je do pracy. Druga gra jest stworzona na zasadzie memory. Należy połączyć w pary działanie z wynikiem. Wygrywa oczywiście ten, kto zbierze więcej par. Często przed otworzeniem zeszytu ćwiczeń z matematyki rozgrywałyśmy małą partyjkę w ramach rozgrzewki. To od razu pozytywnie nastawiało córkę do dalszej pracy. Odkąd opanowała zasady mnożenia ogrywa mnie regularnie. Ku mej uciesze i przy okazji ciągle te zasady sobie utrwalając.
Kiedy uczyliśmy się o starożytnej Grecji, jako etap wyjściowy mający wzbudzić ciekawość i zainteresowanie, przygotowałam dla dzieci mini wykopaliska archeologiczne. Do misek powrzucałam różne znaleziska: monety, łańcuszki, pierścionki i inne gadżety znalezione w szufladach. Włożyłem tam również trzy zalaminowane wizerunki antycznych greckich amfor pocięte na kawałki. Następnie wszystko zasypałam „piaskiem”, czyli u nas kaszą manną. Dzieci dostały fartuszki, pędzelki i inne przydatne narzędzia, jakie akurat udało się znaleźć w domu i wcieliły się w role archeologów. Gdy odkopały już wszystkie znaleziska, musiały ułożyć ze znalezionych „skorup” greckie wazy. Ponieważ wcześniej je wymieszałam bez współpracy się nie obeszło. Gdy później opowiadałam im o pracy archeologów i Starożytnej Grecji były bardzo skupione i zaangażowane. Szybko zapamiętały, kim są archeolodzy, jak wygląda ich praca i jak wyglądają starożytne greckie wazy malowane stylem czarnofigurowym,. Ich sieć neuronalna została odpowiednio pobudzona i zmotywowana do nauki. Wykorzystałam tutaj takie zasady przyjazne uczeniu się jak aktywność wzrokowa i dotykowa, rozwiązywanie problemów, współpraca w grupie i możliwość odniesienia poznawanego materiału do własnych doświadczeń.

Rozbudowujmy sieci neuronalne

W sytuacji, gdy oprócz wiadomości przekazanych ustnie, pobudzamy także inne połączenia nerwowe w naszej głowie uzyskane poprzez wzrok, dotyk, aktywność fizyczną i odczuwane emocje, w procesie uczenia się uczestniczy nie tylko hipokamp, ale również dużo efektywniejsze struktury korowe. Wtedy przedstawiony temat dużo silniej aktywizuje nasz mózg, a przez to nowe informacje zostają dużo lepiej zapisane w naszej pamięci. Taka aktywność naszych dzieci znajduje odzwierciedlenie w strukturze ich sieci neuronalnej. Badacze nauk kognitywnych określają ten proces żartobliwie jako rzeźbienie mózgu.
Osobom zainteresowanym tematem polecam książkę Marzeny Żylinskiej "Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi" Wydawnictwa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.

 ***

O naszej zabawie ortograficznej przeczytacie więcej tutaj.
O wykopaliskach archeologicznych tutaj.

Również nasze aktywności inspirowane metodą włoskiej pedagożki Marii Montessori mieszczą się w ramach zasad neurodydaktyki. Zapraszam do etykiet tematycznych "Montessori" po prawej stronie.
Polecam również lekturę niezmiernie ciekawego bloga pani Marzeny http://osswiata.pl/zylinska/

WAŻNE
Jeśli chcielibyście kupić książkę pani Żylińskiej, kupujcie tylko tą wydaną przez Wydawnictwo UMK (z granatowym profilem twarzy). Na rynku dostępna jest też "Neurodydaktyka" bez autoryzacji pani Marzeny. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj.



25 grudnia 2014

Wesołych Świąt!




"Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.”
Łk 1, 46-47

Kochani!
Życzymy Wam (i nam) w te Święta:
Abyśmy zawsze potrafili powiedzieć Bogu TAK.
Jak Maryja. Bez względu na sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. I może początkowo z lękiem, w końcu Matka Boża też się bała, ale ufając, że Anioł Boży nas również zapewni:
"Nie bój się (…), znalazłaś (znalazłeś) bowiem łaskę u Boga"
Łk 1, 30

"A tyś, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich!”
Mi 5,1
Abyśmy zawsze pamiętali, że Bóg wybiera to, co liche i słabe dla świata, 
i kocha nas z naszą biedą i nieudolnością.

Nieustająco dużo miłości i radości w te świąteczne dni,
oraz w nadchodzącym Nowym Roku,
płynących od Boga, który zechciał być człowiekiem.

Życzą Kosiki małe i duże.



29 listopada 2014

Adwent - coś dla małych i dla dużych.

Tegoroczny czas oczekiwania na Narodziny Pana oprócz zapalenia pierwszej świecy adwentowej rozpoczniemy czytając książkę "Dobre postanowienia" (klik) Katarzyny Filipek-Herniczek. Przygotujemy, tak jak jej bohaterowie, listę dobrych rzeczy, dobrych czynów, dobrych gestów i spróbujemy wcielić je w nasze życie.
Tymi dobrymi postanowieniami, które uda nam się zrealizować przyozdobimy tort dla Pana Jezusa. Wszyscy razem: i dzieci, i rodzice. Symbolizować je będą świeczki, ozdoby tortowe typu perełki i gwiazdki, oraz prezenty. Oczywiście nikt nikogo tu sprawdzał nie będzie. Każdy sam w swoim sercu, podczas wieczornej modlitwy, będzie ofiarowywał swój prezent dla Dzieciątka. Ozdabianie tortu będzie tylko taką bardziej namacalną formą z myślą o młodszych pociechach. Wydaje mi się jednak, że też starsze rodzeństwo i my sami zmobilizujemy się do pracy nad sobą dzięki niej.
Ponieważ każdy będzie wymyślał Dobre postanowienia, nasze czyny będą na miarę nas samych. Wtedy jest większa szansa, że rzeczywiście uda nam się coś zmienić w naszym życiu..

Tort bez ozdób wygląda tak:


Wydrukowałam go w formacie A2. 
Przyozdobimy go świeczkami i prezentami, 
które razem z tortem możecie znaleźć na tej stronie (klik).

Z moim napisem możecie ściągnąć taki tort różowo-pomarańczowy lub zielono-niebieski (j.w.).
 Załączam również zmniejszone świeczki (klik), prezenty (klik) oraz ozdoby (klik).

Planujemy też rozpocząć przygodę z Drzewem Jessego. Mówiąc w skrócie, jest to poznawanie drzewa genealogicznego Jezusa Chrystusa. Czytając Pismo Święte poznajemy rodowód, przodków naszego Zbawiciela. Więcej przeczytacie tutaj lub tutaj i tutaj.Jest to ciągle jeszcze mało powszechna metoda przygotowywania się do świąt w Polsce, za to niezmiernie popularna w Stanach.
Ponieważ znam nas, nasze roztrzepanie, wieczorny rozgardiasz (a tylko wieczorem jest szansa wspólnego, dłuższego spotkania) teksty z Pisma Świętego nie będą długie. Skupimy się na jednym, głównym wersecie i w miarę możliwości, potrzeb i sytuacji, tudzież sprzyjających okoliczności, będziemy go rozszerzać.. Czytając Słowo Boże. Także w formie bardziej przystępnej dla dzieci czyli po prostu z Biblii dla dzieci. Mamy ich paręnaście, wiec jest w czym wybierać. Wychodzimy z założenia, znając nas, żeby coś zapamiętać, treści nie może być zbyt wiele.. ;)

Będziemy korzystać z gotowych ilustracji. Każdy obrazek jest przypisany na jeden dzień adwentu, odnosi się do konkretnego fragmentu Słowa Bożego. Znajdziemy też na nim jedno zdanie z Pisma Świętego i adres do niego. Obrazki powycinam, przykleję na tekturce lub sztywniejszej kartce. Dzieci będą je codziennie kolorować, każdego dnia ktoś inny. W ten sposób stworzymy nasze pierwsze Drzewo Jessego. Zdjęcia z realizacji wkrótce :)


Są to darmowe kolorowanki do książki dla dzieci  
"Unwrapping the Greatest Gift" - "Rozpakowując najwspanialszy prezent" 
Ann Voskamp, 
mamy (jak przed chwilą doczytałam!) edukującej domowo szóstkę dzieci :)


Ilustracje urzekły mnie zupełnie, jak i cały projekt przepięknie dopracowany i pomyślany.
Kiedy zajrzałam do środka książki, zachwyciłam się. Możecie ją obejrzeć na stronie amazona (klik).



By móc skorzystać z darmowych ilustracji trzeba kliknąć zakładkę Free Gifts na samej górze, po prawej na tej stronie (klik) :) Są różnej wielkości, po sześć, cztery lub jedną na kartce A4.


Dla Rodziców polecam również adwentowe słuchowisko "Plaster miodu" 
Ojca Adama Szustaka, dominikanina, dostępne na FB (klik) oraz tu (klik).


Na zakończenie rozważanie Jacka Święckiego opisującego Adwent w kontekście bajki "Kwiat paproci".

Kwiat paproci jest bajką dość okrutną. Jej bohater, pokonując strach i przeróżne widziadła broniące dostępu do tajemnego miejsca w puszczy, zrywa w noc świętojańską kwiat mający dąć mu wszelkie bogactwa, władzę i powodzenie w życiu. Pod tym jednak warunkiem, że zdobytym szczęściem z nikim się nigdy nie podzieli... No i przygoda kończy się katastrofą: bohater zostaje tyranem przeklinanym przez wszystkich i umiera nieszczęśliwy. Ja przynajmniej taką wersję bajki czytałem w dzieciństwie.

Współczesna wersja opowieści jest nieco inna: rynek zalany jest książkami i broszurkami o sukcesie. Wszystko co ci potrzeba możesz odnaleźć w sobie, trzeba tylko pokonać strach przed nieznanym, a oto odkryjesz, ze w tobie samym drzemie olbrzym, który tylko czeka na okazje, by się ujawnić. Możesz być szczęśliwy, dorobić się niemal z dnia na dzień, osiągnąć upragnione stanowisko, miłość itp. itd. I co najciekawsze niektóre zdecydowane na wszystko osoby rzeczywiście do tego dochodzą. Niestety wiele z nich kończy w podobny sposób co bohater bajki o kwiecie paproci. A co do szczęścia, Napoleon umierając na wyspie Świętej Heleny wyznał ponoć, iż był w życiu szczęśliwy tylko przez 6 dni!

Adwent to jednak niezupełnie podobna bajka. Adwent to czas oczekiwania na owego dziwnego Mesjasza, który wcale człowiekiem sukcesu nie był i nie będzie. "Jesus-Christ Super-Star" zawsze się źle dla Kościoła kończy. Adwent to czas oczekiwania, aż Jezus z Nazaretu urodzi się w mało schludnej stajni mojego serca. I którego obecność przepełnia szczęściem, choć nie eliminuje cierpienia.

Tak: Amen. Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan,
Bóg Który jest, Który był i Który PRZYCHODZI,
Wszechmogący.

Wszechmogący, gdyż miłość, którą nam przynosi w darze "wszystko może".



Dobrego Adwentu!


ps. By poczytać o naszych wcześniejszych pomysłach, kliknijcie na etykietę Adwent po prawej stronie


27 listopada 2014

Bliskie spotkania z.. biedronką! Przyrodniczo i matematycznie :) Owady cz.V

Kolejnym zwierzątkiem, jakie wzięliśmy na tapetę była biedronka. Są to jedne z pierwszych owadów, które nas witają na wiosnę (poza muchami) i jedne z ostatnich, które żegnają na jesieni (poza muchami).
Bardzo je lubimy (poza muchami.. ;)). Zawsze wywołują okrzyk radości i wszyscy u nas zbiegają się, by zobaczyć te małe stworzenia.
Tak było i tym razem. Zrywając w październiku ostatnie ogrodowe winogrona przyniosłam wśród niech do domu również biedronkę. O mało jej nie zjadłam.. ups ;)

Ponieważ karty do nauki o biedronkach miałam przygotowane (dzięki uprzejmości jednej z mam również edukujących domowo :)), pierwsza "lekcja" odbyła się jeszcze tego samego dnia. Nasz stawonóg trafił do "terrarium" i zaczęło się oglądanie.
Radości było dużo, ponieważ miałam też niespodziankę dla dzieci w postaci wielkiej lupy. Kilka dni wcześniej wypatrzyłam ją w Lidlu i jeszcze jej nie używaliśmy.






Po oględzinach zapoznaliśmy się z budową biedronki. Okazało się, że głowa jest mniejsza niż myśleliśmy. Zaliczaliśmy bowiem do głowy tułów, a tułów myliliśmy z odwłokiem ;)
Dzieci nauczyły się również, że wierzchnia para skrzydeł to nie są skrzydła, a pokrywy :)
Po poprawnym nazwaniu części ciała biedronki, nastąpiły kolejne oględziny.






Następnie zapoznaliśmy się z niektórymi gatunkami biedronek.



Oprócz winogron, daliśmy biedronce do jedzenia listki nasturcji, które zasadziły dzieci, z biedronkowym przysmakiem, czyli z mszycami. Oblazły nam całe kwiatki niestety. Nasza mała przyjaciółka nie była nimi zainteresowana. Może nie była głodna? ;)





Dwa dni później wróciliśmy do tematu. Przypomnieliśmy sobie, jak zbudowany jest nasz chrząszcz, korzystając z kart i już sztucznego owada. Opowiedziałam też dzieciom o cyklu życiowym tego stawonoga. Następnie obejrzeliśmy krótki amatorski film przyrodniczy, pokazujący jak biedronka przechodzi ze stadium larwy do imago. Budził on w dzieciach mieszane uczucia..
Film (klik).
Znajduje się on na stronie
http://www.dzieciecafizyka.pl/przyroda/zwierzeta/biedronka/biedronka.html


Kolejnym etapem było samodzielne przygotowanie cyklu życiowego biedronki.
Przygotowałam taki oto zestaw do pracy: klej, nożyczki, wizerunki stadiów życiowych biedronki oraz schemat cyklu życiowego.




Towarzystwo zabrało się do pracy :)










Dzień wcześniej udało nam się wybrać w końcu do fryzjera, co widać na zdjęciach ;))
Tworząc cykle życiowe naszego chrząszcza ćwiczyliśmy motorykę małą - wycinanie, przyklejanie, pisanie. Istotne zwłaszcza dla chłopców ;) 
Dzieci zażyczyły sobie również plastelinę, by ulepić dorosłą biedronkę, 
jak to robiliśmy w przypadku mrówek (klik).





Oto efekty pracy Małych Kosików :)








Dzieci były bardzo twórcze.
Antoś niestety wyprzedził mnie 
i wszystkie dzieła nie doczekały się sfotografowania w ich pierwotnej formie.. :(

Do ściągnięcia schemat i miniatury :)

Tak wygląda nasz biedronkowy kącik :)



By wykorzystać tego owada również do nauki liczenia,
wydrukowałam różne karty z liczbami i biedronką ze strony

Bardzo różnorodnie z nimi pracowaliśmy. Rozpoczął Staś.
Na początek wykorzystaliśmy Biedronkę na liściu z liczbą od 1 do 20 (klik).

Staś ułożył szorstkie cyfry i dopasował do nich liczby.



Ponieważ już dosyć sprawnie liczy do 100, odliczanie do 10 to zdecydowanie za mało. W ruch poszły kolorowe schodki i złote perełki Montessori. Utrwalaliśmy tzw. "nastki".


Antoś ćwiczył liczenie kropek na dużej biedronce o takiej:
Liczymy kropki na biedronce (klik)
Układał kropki, następnie dopasowywał do nich odpowiednią liczbę na liściu z biedronką. 
Na koniec wskazywał daną ilość kropek jeszcze raz na karcie kontrolnej i głośno ją wymawialiśmy.





Staś chciał tylko kropki układać.
Stworzył zatem biedronkę Czterdziestokropkę.
Ilość kropek oczywiście policzył :)



Następnie przygotowywaliśmy się do dodawania i ćwiczyliśmy liczby parzyste
układając taką samą ilość kropek po obu stronach biedronki (klik).




Kolejnym krokiem były próby dodawania tej samej ilości kropek (klik)

Na początku Staś nie była szczególnie zainteresowany..
Doszliśmy do 2+2.



Przełom nastąpił dopiero po paru dniach obcowania z biedronkami.. ;)



Liczyliśmy też kropki przyczepiając do niech odpowiednią ilość spinaczy.




Do pracy ze spinaczami chłopcy wracali najchętniej, ponieważ bawiliśmy się, że tworzymy w ten sposób nogi biedronek (odpowiednio do ilości kropek lub prawie odpowiednio ;)) i później chodziliśmy takimi stworami po podłodze ganiając jeden drugiego..

Ostatnio Antoś wymyślił sobie również, by kropki przenosić pęsetą (podbierając ją Ani).
Częściowo się udawało :)



Nasze aktywności biedronkowe (układanie drobnych elementów chwytem pęsetowym, praca z klamerkami do bielizny) sprzyjały też rozwojowi motoryki małej, tak ważnej przy przygotowaniu do nauki pisania. Są to ćwiczenia usprawniające precyzję ruchów i koordynację wzrokowo-ruchową dzieci.


Te oraz wiele innych ciekawych kart pracy dla dzieci znajdziecie na stronie www.twinkl.co.uk :)
Karty do pracy z biedronką znajdziecie na boxie, ja mam je tylko pożyczone w wersji papierowej.
Post bierze udział w akcji