Znowu się opuszczam w pisaniu wybaczcie.. Choróbska nas nie opuściły, ja znów (dwukrotnie), mąż raz, dzieci też po razie. W sumie ciągle ktoś jest chory. Ale odbija się to wyraźnie na moim pisaniu tutaj.. Mam 5 zaczętych postów, by tematów nie zapomnieć, ale one powoli się dezaktualizują.. Czas leci.
Dodatkowo zaskoczyła nas informacja, którą otrzymaliśmy drogą mailową 7 lutego, o sprawdzianie semestralnym zaplanowanym na 3 marca. Cóż lepiej późno niż wcale ;) Najpierw się ucieszyłam, ponieważ sama myślałam o takiej wcześniejszej weryfikacji naszego domowego uczenia się w szkole. Jednak później trochę się zdenerwowałam, ponieważ klasa Ani idzie innym torem nauki niż my. Tu z pomocą przyszedł mi mój ukochany małżonek stwierdzając, że będzie to taki test czy ED "działa". Przecież nie chodzi nam o to, by powielać materiał przerabiany w szkole, ale by go poszerzać i prowadzić w sposób autorski i dostosowany do ucznia. W związku z tym nasza praca wygląda inaczej niż ta w szkole. Często w trakcie lekcji "rodzi się " jakiś temat, za którym podążamy z Anią i nie zawsze zaplanowane na dany dzień ćwiczenia są wykonane. Podążam za tym co Anię pociąga, ponieważ chcę wykorzystać jej ciekawość i żywą uwagę do danego tematu w konkretnej chwili. Ma to na celu budzenia w niej ciekawości świata, która przecież jest czymś naturalnym i na pewno jest już obudzona, ważne by jej nie stłamsić.
Skutkuje to tym, że teraz się zastanawiam, czy fakt, iż nie przerobiłam podręcznika i zeszytu ćwiczeń do stron jakie zostały przerobione przez nauczyciela w szkole, sprawi, że Ania będzie miał problem na sprawdzianie..
Z drugiej strony, gdy sama spojrzę na to co nasza córeczka już potrafi to jestem zadowolona. Ania już pięknie czyta. Pomogły tu pewnie codzienne 15-minutówki czytania wieczorem z tatą (oprócz czytania w czasie lekcji ze mną, prawie każdego dnia). Ostatnio na tapecie jest "Pan Kuleczka" Wojciecha Widłaka. Ania już bez problemu czytała wszystkie teksty z podręcznika, ale gdy próbowaliśmy ją namówić do czytania (nie tylko przeglądania) innych książeczek, nie bardzo chciała, twierdziła np. że są za małe literki. Piętnastominutówki bardzo nam tu pomogły. Parę dni temu tata zasnął przy usypianiu Stasia, a ja miałam jeszcze stertę garów do pozmywania, więc nie było komu poczytać do kolacji, poradziłam Ani by sama sobie poczytała. I.. udało się! Ancia była tym bardzo podekscytowana, co chwilę do mnie krzyczała, "Mamo, mamo, zobacz już tyle przeczytałam! Już przeczytałam cała stronę! Jestem na drugiej!". W sumie przeczytała 4 strony tekstu z "Basi i Bożego Narodzenia". Chyba załapała bakcyla. Cieszę się :)
Z pisaniem w sumie nie ma też większych problemów, poza nie przerobieniem jeszcze wszystkich literek.. ekhym.. Chociaż przecież Ania je już zna, tylko nie pisałyśmy ich w ćwiczeniach szkolnych. Teraz trochę nadrabiamy. Dziś przerabiałyśmy "ś" i "si". Zostały nam: ć, ci, ź, zi, ń, ni, dź, dzi, dż by dogonić szkołę. Tylko czy warto robić to w tempie przyspieszonym (w związku z czym męczącym) "bo jest sprawdzian" ? Wydaje mi się, że nie.
Muszę córcię także pilnować, by w pisaniu była dokładna, ponieważ gdy Ani się nie chce, to łączenia literek są w opłakanym stanie, ale to jest kwestią ćwiczenia. W związku z czym ćwiczymy, ćwiczymy, ćwiczymy..
Jeśli chodzi o wiedzę ogólną czy przyrodniczą, to tym się nie martwię.
Z matmą jesteśmy do przodu. Matematykę Ania uwielbia i bardzo chętnie pisze wszelkie zadania, ćwiczenia etc. Popracować trzeba tylko oczywiście nad "kształtnością" cyferek.
Zatem 3 marca okażę się, na ile nasza edukacja domowa spełnia wymagania szkoły, do której jest zapisana Ania.
Niedługo, mam nadzieję, napiszę dokładniej co ciekawego (lub nie) robiliśmy w ostatnim czasie.
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)
26 lutego 2011
6 lutego 2011
Anatomiczny atlas ciała w 3D
Google stworzył anatomiczny atlas ciała w trójwymiarze. Postać człowieka można oglądać z każdym z układów oddzielnie lub wszystkimi na raz, począwszy od skóry, warstw mięśni, układu kostnego, krwionośnego, nerwowego, pokarmowego, oddechowego itd. Każdy wybrany narząd, mięsień, arterię czy gruczoł możemy analizować w powiększeniu. Jeśli nie wiemy, gdzie interesująca nas część ciała się znajduje, należy wyszukać ją w wyszukiwarce (po angielsku). Podświetla się ona wtedy mocniejszym kolorem. Możemy również kliknięciem zaznaczyć interesujący nas fragment, następnie kontemplować już zidentyfikowany obiekt w 3D :)
By móc korzystać z atlasu konieczne są przeglądarki Google Chrome 9 Beta lub Firefox 4.Ob1 czyli najnowsze.
Wcześniejszym narzędziem zapewne Wam znanym jest jest Google Erth.
ps. po obejrzeniu ciała człowieka w 3D Ania stwierdziła, że "wyglądamy okropnie".. :)Wcześniejszym narzędziem zapewne Wam znanym jest jest Google Erth.
Etykiety:
aplikacje chrome web store,
pomoce naukowe
28 stycznia 2011
Listopad - Grudzień - początek Stycznia - przechorowany
Chorowaliśmy dosyć długo, co też da się zauważyć brakiem aktywności na blogu. Aktualnie już jest dobrze. Zostały katary. Chyba, że ten nowy-stasiowy się w coś przekształci.. Nauka w tym czasie była. Zwłaszcza, że chorowałam głównie ja..Grypa, zapalenie oskrzeli, podziębienie. Tak od końca listopada.
Ostatnio też rozłożyła się Ania. Wtedy naukę zawiesiłyśmy na czas gorączki, a gdy maleńka poczuła się lepiej, powolutku zaczęłyśmy wdrażać się na nowo.
Postaram się krótko opisać, czy może bardziej pokazać na zdjęciach, co się u nas przez ostatni czas działo.
Koniec listopada
Spadł już śnieg. Zaczęły też do nas przylatywać ptaszki. Sikorki: modre i bogatki, sroki, sójka i oczywiście gołębie. Tych ostatnich ptaków za bardzo nie lubię. Gdy regularnie zaczęły wyjadać sikorkom pestki słonecznika, trzeba było zmodyfikować karmnik tak, by się do niego nie mogły dostać.
Ani obserwacja ptaszków, również gołębi, sprawia ogromną radość. Z czego bardzo się cieszę. Ja przepadam za wszelkimi ćwirkami.
Stasiowi oczywiście też się to bardzo podoba. Aktualnie jest zachwycony każdym zwierzątkiem, zwłaszcza takim, które się rusza i jest żywe ;)
Grudzień
Generalnie w tym miesiącu najwięcej nam zajmowały czasu przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Malowanie bombek i nie tylko, łańcuchy papierowe (zaczęte już w listopadzie), zabawki z masy solnej na choinkę oraz adwentowe zamyślenia, postanowienia, działania, o których już pisałam wcześniej.
Robiłyśmy również kukiełki na palce i ołówki. Powstało też przedstawienie "Domowego Teatru" pt. "Na straganie" oczywiście według jednego z naszych ulubionych wierszy Brzechwy. Film z wykonanego wspólnie z teatrzykiem Tipaje pokazu załączę wkrótce (mam nadzieję.. ;)).
Inne atrakcje to: pieczenie pierniczków i wizyta w Teatrze Wielkim na balecie "Kopciuszek".
To było wydarzenie. Bilety udało nam się dostać na dzień 23 grudnia, czyli tuż przed Wigilią, i pewnie tylko dlatego tego dnia były jeszcze wolne miejsca. Balet wspaniały. Z muzyką Sergieja Prokofiewa , prześliczną scenografią Toera van Schayka i choreografią Fredericka Ashtona. Wszyscy byliśmy zachwyceni, dodatkowo trafiły nam się naprawdę dobre miejsca. Byliśmy na tyle daleko by widzieć całą scenę z odpowiedniej perspektywy, a jednocześnie na tyle blisko, by móc oglądać twarze aktorów. A było na co popatrzeć! Urszula i Petronela były (a raczej byli) wspaniałe (/li) :)
Bardzo się cieszę z tej wyprawy, ponieważ była to pierwsza wizyta Ani w Teatrze Wielkim. I było to bardzo udane doświadczenia.
Edukacja grudniowa Stasia
Ostatnio też rozłożyła się Ania. Wtedy naukę zawiesiłyśmy na czas gorączki, a gdy maleńka poczuła się lepiej, powolutku zaczęłyśmy wdrażać się na nowo.
Postaram się krótko opisać, czy może bardziej pokazać na zdjęciach, co się u nas przez ostatni czas działo.
Koniec listopada
Spadł już śnieg. Zaczęły też do nas przylatywać ptaszki. Sikorki: modre i bogatki, sroki, sójka i oczywiście gołębie. Tych ostatnich ptaków za bardzo nie lubię. Gdy regularnie zaczęły wyjadać sikorkom pestki słonecznika, trzeba było zmodyfikować karmnik tak, by się do niego nie mogły dostać.
Ani obserwacja ptaszków, również gołębi, sprawia ogromną radość. Z czego bardzo się cieszę. Ja przepadam za wszelkimi ćwirkami.
Stasiowi oczywiście też się to bardzo podoba. Aktualnie jest zachwycony każdym zwierzątkiem, zwłaszcza takim, które się rusza i jest żywe ;)
Bogatka w karmniku na naszym parapecie.
Niezastąpiona niczym słoninka..
Modra u sąsiadów
Sroka
Gołąb (chyba skalny) i poniżej jego ślady na śniegu.
Grudzień
Generalnie w tym miesiącu najwięcej nam zajmowały czasu przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Malowanie bombek i nie tylko, łańcuchy papierowe (zaczęte już w listopadzie), zabawki z masy solnej na choinkę oraz adwentowe zamyślenia, postanowienia, działania, o których już pisałam wcześniej.
Robiłyśmy również kukiełki na palce i ołówki. Powstało też przedstawienie "Domowego Teatru" pt. "Na straganie" oczywiście według jednego z naszych ulubionych wierszy Brzechwy. Film z wykonanego wspólnie z teatrzykiem Tipaje pokazu załączę wkrótce (mam nadzieję.. ;)).
Inne atrakcje to: pieczenie pierniczków i wizyta w Teatrze Wielkim na balecie "Kopciuszek".
To było wydarzenie. Bilety udało nam się dostać na dzień 23 grudnia, czyli tuż przed Wigilią, i pewnie tylko dlatego tego dnia były jeszcze wolne miejsca. Balet wspaniały. Z muzyką Sergieja Prokofiewa , prześliczną scenografią Toera van Schayka i choreografią Fredericka Ashtona. Wszyscy byliśmy zachwyceni, dodatkowo trafiły nam się naprawdę dobre miejsca. Byliśmy na tyle daleko by widzieć całą scenę z odpowiedniej perspektywy, a jednocześnie na tyle blisko, by móc oglądać twarze aktorów. A było na co popatrzeć! Urszula i Petronela były (a raczej byli) wspaniałe (/li) :)
Bardzo się cieszę z tej wyprawy, ponieważ była to pierwsza wizyta Ani w Teatrze Wielkim. I było to bardzo udane doświadczenia.
W tym roku większość pierniczków zniknęła jeszcze przed Świętami. A tych ozdobionych nie zdążyłam sfotografować..
Uczymy się zwierzątek.
Motoryka duża :)
Motoryka mała ;)

Wigilia
Dobry mąż.
Ulepiliśmy 70 pierogów z kapustą i grzybami. Dla nas to rekord, ale mój brat cioteczny ulepił.. 240 i stwierdził, że to jeszcze za mało.. Taak.
U prababci w oczekiwaniu na Boże Narodzenie :)
Radosny poranek

Oprócz powyższych aktywności przerabiałyśmy "zwykłe" ćwiczenia szkolne: pisanie, czytanie, liczenie, dodawanie i odejmowanie. Poznawałyśmy przygody wróbelka Elemelka, uczyłyśmy się angielskiego.
W ramach różnych literek Ania zapoznawała się z:
Ewidentnie za bardzo podążałam za podręcznikami, zamiast twórczo przygotowywać lekcje. I to nas (mnie) zgubiło. Dla Ani takie zwykłe lekcje były nudne. Kiedy wróciłam do naszych poprzednich sposobów nauki, od razu nastroje poprawiły się. I teraz Ania sama chce pisać i liczyć, a nie mówi "znowu pisanie.." lub "już szkoła?". Tak jak wcześniej zaczęła też bawić się w szkołę i sama sobie pisać literki i całe zdania w wolnym czasie. Oby tak dalej.
W ramach różnych literek Ania zapoznawała się z:
- Warszawą - Polecam książkę Marianny Gal "Warszawa. Stare i Nowe Miasto". W serii jest również część o Krakowskim Przedmieściu i Marszałkowskiej.
- Flamenco- inspiracją była książeczka z ukochanej serii o Basi: "Basia i taniec".
- Chopinem - czytałyśmy (czytamy) dzieło Wandy Chotomskiej "Muzyka Pana Chopina" oraz "Moja babcia kocha Chopina" Anny Czerwińskiej-Rydel
Ewidentnie za bardzo podążałam za podręcznikami, zamiast twórczo przygotowywać lekcje. I to nas (mnie) zgubiło. Dla Ani takie zwykłe lekcje były nudne. Kiedy wróciłam do naszych poprzednich sposobów nauki, od razu nastroje poprawiły się. I teraz Ania sama chce pisać i liczyć, a nie mówi "znowu pisanie.." lub "już szkoła?". Tak jak wcześniej zaczęła też bawić się w szkołę i sama sobie pisać literki i całe zdania w wolnym czasie. Oby tak dalej.
Etykiety:
Boże Narodzenie
30 grudnia 2010
Jezus nam się narodził! To już dwa tysiące dziesięć lat temu..
Kochani!
Wybaczcie, że spóźnione, jednak prosto z serca pragniemy złożyć Wam życzenia Bożego Narodzenia.
Wszak czas świętowania dopiero się zaczął. I trwać będzie, aż do Chrztu Pańskiego.
Niech maleńki Jezus rośnie w Waszych sercach nieustannie objawiając Swoją Chwałę w Waszym życiu.
Niech obdarza Was Wiarą, Nadzieją i Miłością, jakiej ten świat dać nie może.
Niech przynosi Pokój, nie święty spokój, ale Święty, Boży Pokój do Waszych serc.
I niech w końcu przyjdzie do nas ostatecznie, byśmy mogli radować się Nim wspólnie w niebie, wszak tyle lat już na niego czekamy na tym łez padole..
Widocznie mamy tu coś jeszcze do zrobienia! :)
Widocznie mamy tu coś jeszcze do zrobienia! :)
Zatem życzymy umocnienia i odwagi, by wypełniać Bożą wolę i nie bać się podążać krętymi i mało uczęszczanymi ścieżkami.
Magda, Zenek, Ania i Staś
11 grudnia 2010
Adwent dla Rodziców
A co? Przecież nie tylko dzieci chcą specjalnie przeżyć ten czas :)
Znalazłam parę dobrych (m.z.) "pomocy":
Wszystko powyżej za pośrednictwem tej pierwszej strony. Tak więc Drogi Uczniu, pięknie dziękuję :)
Wklejam również linki do zawsze bardzo mnie poruszającego i świetnego Ojca Augustyna Pelanowskiego:
Więcej na linkowanej stronie w zakładce Ambona - Coś dla ducha.
Znalazłam parę dobrych (m.z.) "pomocy":
- Rozważania adwentowe na każdy dzień.
- Chyba specjalnie dla mnie ;) Roraty dla tych co zaspali u Dominikanów z Krakowa.
- Jeśli ktoś woli Ojców Pallotynów zapraszam do Ewangeliarza adwentowego.
- I przepiękną stronę o Roratach, opisującą ich genezę, tłumaczącą symbolikę pieśni "Rorate caeli" i będącą jednocześnie świadectwem.
Wszystko powyżej za pośrednictwem tej pierwszej strony. Tak więc Drogi Uczniu, pięknie dziękuję :)
Wklejam również linki do zawsze bardzo mnie poruszającego i świetnego Ojca Augustyna Pelanowskiego:
Więcej na linkowanej stronie w zakładce Ambona - Coś dla ducha.
Jeszcze o adwencie
Początkowe niepowodzenia z książką "Wszyscy.." sprawiły, że rozejrzałam się również za innymi formami przeżywania adwentu. Bardzo spodobało mi się "Sianko dobrych uczynków". Polega to na tym, iż co wieczór nasza pociecha robi sobie rachunek sumienia i za każdy dobry uczynek wkłada zasuszoną trawkę, sianko do małego, pustego żłóbka. Dobre uczynki wyścielą "łóżeczko" dla Pana Jezusa. Nagrodą jest pojawienie się figurki Małego Jezusa w dniu Bożego Narodzenia. Spodobało mi się. Jednak dla nas pojawił się tu problem.. z siankiem i mniejszy ale również ze żłóbkiem.
Ponieważ czas płynął, zainspirowałam się programem "Ziarno" i stworzyłyśmy z Ancią "Pudełko dobrych uczynków". Co wieczór Maleńka zastanawia się czy udało jej się w dzisiejszym dniu zrobić jakiś dobry uczynek. Pierwszego dnia znaleźliśmy ich sporo, drugiego też, ale trzeciego dnia uczynków dobrych nie było. Doszliśmy do wniosku, że dobrym uczynkiem jest taki wykonany świadomie, zaplanowany, nie przypadkowy lub wykonany z obowiązku. Jednak dnia kolejnego ta definicja została jeszcze raz poddana weryfikacji, oczywiście za każdym razem wspólnie z Anią. Do dobrych uczynków zaliczono nie wszystkie zaplanowane ale będące przecież spontanicznymi odruchami serca dobre czyny. Odrzucone zostały tylko te, które Ania ma w swych obowiązkach. Jeśli sama z siebie pogłębi dany obowiązek, zrobi coś "ponad normę" to oczywiście to też jest dobrym uczynkiem. Fajny pomysł jak się okazało. Uwrażliwia :)
Dobre uczynki zbieramy przez cały adwent, w Wigilię zaniesiemy je do Kościoła i położymy pod szopką (jeśli Ksiądz Proboszcz się zgodzi) jako prezent z okazji urodzin dla Pana Jezusa.Taki jest plan :)
W różnych mądrych (i niekoniecznie mądrych) książkach i oczywiście w internecie jest jeszcze parę innych sposobów przeżywania adwentu z dziećmi. Polecam tu "Rytuał Rodzinny" lub podobne informacje w internecie o tu i
tutaj.
I na koniec jeszcze jedna definicja dobrego uczynku:
Powiedz mi – zapytał Staś – co to jest zły uczynek?
– Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy – odpowiedział po krótkim namyśle – to jest zły uczynek.
– Doskonale! – zawołał Staś – a dobry?
Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu:
– Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy.
"W pustyni i w puszczy" Sienkiewicza Henryka oczywiście :)
Tom II., rozdział 10.
Ponieważ czas płynął, zainspirowałam się programem "Ziarno" i stworzyłyśmy z Ancią "Pudełko dobrych uczynków". Co wieczór Maleńka zastanawia się czy udało jej się w dzisiejszym dniu zrobić jakiś dobry uczynek. Pierwszego dnia znaleźliśmy ich sporo, drugiego też, ale trzeciego dnia uczynków dobrych nie było. Doszliśmy do wniosku, że dobrym uczynkiem jest taki wykonany świadomie, zaplanowany, nie przypadkowy lub wykonany z obowiązku. Jednak dnia kolejnego ta definicja została jeszcze raz poddana weryfikacji, oczywiście za każdym razem wspólnie z Anią. Do dobrych uczynków zaliczono nie wszystkie zaplanowane ale będące przecież spontanicznymi odruchami serca dobre czyny. Odrzucone zostały tylko te, które Ania ma w swych obowiązkach. Jeśli sama z siebie pogłębi dany obowiązek, zrobi coś "ponad normę" to oczywiście to też jest dobrym uczynkiem. Fajny pomysł jak się okazało. Uwrażliwia :)
Dobre uczynki zbieramy przez cały adwent, w Wigilię zaniesiemy je do Kościoła i położymy pod szopką (jeśli Ksiądz Proboszcz się zgodzi) jako prezent z okazji urodzin dla Pana Jezusa.Taki jest plan :)
W różnych mądrych (i niekoniecznie mądrych) książkach i oczywiście w internecie jest jeszcze parę innych sposobów przeżywania adwentu z dziećmi. Polecam tu "Rytuał Rodzinny" lub podobne informacje w internecie o tu i
tutaj.
I na koniec jeszcze jedna definicja dobrego uczynku:
Powiedz mi – zapytał Staś – co to jest zły uczynek?
– Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy – odpowiedział po krótkim namyśle – to jest zły uczynek.
– Doskonale! – zawołał Staś – a dobry?
Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu:
– Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy.
"W pustyni i w puszczy" Sienkiewicza Henryka oczywiście :)
Tom II., rozdział 10.
7 grudnia 2010
II tydzień adwentu
Ostatnia niedziela była kolejną, drugą niedzielą adwentu. A ja zupełnie nie wiem, gdzie mi ten pierwszy tydzień uciekł.. Fakt, trochę się rozchorowałam, ale lekcje przecież były, i niby wszystko toczyło się normalnie. Czas jak zwykle leeeeeci! Często bym chciała, by płynął jednak ciut wolniej. Potrzebuję czasami jakiegoś takiego zatrzymania, zawieszenia ;) Hym, hym może dlatego się rozchorowałam.. ;) Całkiem poważnie, żeby nie było, mam zapalenie oskrzeli.
Ancię jakoś nie bardzo (ku mojemu rozżaleniu) ciągnęło do codziennego studiowania książeczki "Wszyscy na Ciebie czekamy". Pierwszego dnia adwentu oczywiście, jak najbardziej. Drugiego to wycięła postaci Abrahama i Sary, ale już na przyklejenie ich nie znalazła czasu. Przez kolejne dni na moje propozycje wspólnego czytania nie była chętna. Jedyne co jej się spodobało, to zapalanie świeczki i na koniec "spotkania" jej zdmuchiwanie. Dlaczego tak było? Wydaje mi się, że powód jest prosty. Ancia po prostu się nudziła. Pan Marek Kita w prosty i jasny sposób opisuje historie poszczególnych postaci biblijnych, jednak dla małej dziewczynki są zbyt mało wciągające. Jeśli znamy historię poszczególnych proroków, to jest to fajne podsumowanie. Jednak Ani Izaak i Izajasz jeszcze się mylą. Zabrakło mi w tych historiach (czy to dobre słowo?) tzw. akcji. Na szczęście wiele postaci Ania już zna i mogłyśmy sobie po przeczytaniu "wprowadzenia" (tak to sobie nazwałam) z książeczki dalej rozmawiać o Czekających na Mesjasza. Ich życiorysy są przecież takie niesamowite i poruszające.
Więc po 3 dniach przerwy zaczęłyśmy jeszcze raz. Staś już spał, Zenuś musiał akurat pojechać zrobić zakupy, a my zabrałyśmy się - z małymi protestami Ani - do książeczki. Zapalanie świec oczywiście Anulkę przyciągnęło i nawet wpadała na pomysł byśmy zrobiły taki "akcencik" i pogasiły wszystkie światła zostawiając tylko świece. Powiedziałam, że jak najbardziej możemy zrobić taki nastrój. Zapaliłyśmy jeszcze dwie inne świeczki, połaziłyśmy po ciemnym domu z lampionem zachwycając się jak to fajnie, przy czym opowiadałam Anci, że kiedyś przecież nie było elektryczności i to było zupełnie normalne poruszać się po domu ze świecą czy lampą w dłoni. Bardzo to Anulkę fascynowało. Wróciłyśmy do kuchni, zrobiłam Ani kolację przy świecach i wznowiłyśmy przerwaną lekturę. Mała pamiętała o ilu postaciach mamy doczytać i tym razem poszło nam dużo lepiej. Moje opowiadania były niewystarczające dla Ani, więc na jej prośbę sięgnęłyśmy do źródła. I ostatecznie wyglądało to tak, że Ania wycinała postaci i je przyklejała wkoło Groty Narodzenia Pańskiego, a ja czytałam na głos Pismo Święte. O Abrahamie, Izaaku, Jakubie i ulubionym przez Anię Mojżeszu. Bardzo Anulkę zawsze porusza sposób, w jaki życie Mojżesza zostało ocalone, gdy był jeszcze niemowlęciem i jego pierwsze spotkanie z Panem. Oczywiście historia Izaaka też budziła nasze emocje. Mogłyśmy sobie o tym wszystkim porozmawiać. I wiecie co, to było piękne. Tak siedzieć sobie z ukochaną córką przy świecach i czytać Biblię i przeżywać te historie.
Wniosek ostateczny - książka pana Kity jest inspirująca, aczkolwiek trzeba ją rozbudować we własnym zakresie. Chyba o to też chodziło jej twórcom, by zaprosić rodzinę do wspólnych rozważań adwentowych. Udało się :)
Ancię jakoś nie bardzo (ku mojemu rozżaleniu) ciągnęło do codziennego studiowania książeczki "Wszyscy na Ciebie czekamy". Pierwszego dnia adwentu oczywiście, jak najbardziej. Drugiego to wycięła postaci Abrahama i Sary, ale już na przyklejenie ich nie znalazła czasu. Przez kolejne dni na moje propozycje wspólnego czytania nie była chętna. Jedyne co jej się spodobało, to zapalanie świeczki i na koniec "spotkania" jej zdmuchiwanie. Dlaczego tak było? Wydaje mi się, że powód jest prosty. Ancia po prostu się nudziła. Pan Marek Kita w prosty i jasny sposób opisuje historie poszczególnych postaci biblijnych, jednak dla małej dziewczynki są zbyt mało wciągające. Jeśli znamy historię poszczególnych proroków, to jest to fajne podsumowanie. Jednak Ani Izaak i Izajasz jeszcze się mylą. Zabrakło mi w tych historiach (czy to dobre słowo?) tzw. akcji. Na szczęście wiele postaci Ania już zna i mogłyśmy sobie po przeczytaniu "wprowadzenia" (tak to sobie nazwałam) z książeczki dalej rozmawiać o Czekających na Mesjasza. Ich życiorysy są przecież takie niesamowite i poruszające.
Więc po 3 dniach przerwy zaczęłyśmy jeszcze raz. Staś już spał, Zenuś musiał akurat pojechać zrobić zakupy, a my zabrałyśmy się - z małymi protestami Ani - do książeczki. Zapalanie świec oczywiście Anulkę przyciągnęło i nawet wpadała na pomysł byśmy zrobiły taki "akcencik" i pogasiły wszystkie światła zostawiając tylko świece. Powiedziałam, że jak najbardziej możemy zrobić taki nastrój. Zapaliłyśmy jeszcze dwie inne świeczki, połaziłyśmy po ciemnym domu z lampionem zachwycając się jak to fajnie, przy czym opowiadałam Anci, że kiedyś przecież nie było elektryczności i to było zupełnie normalne poruszać się po domu ze świecą czy lampą w dłoni. Bardzo to Anulkę fascynowało. Wróciłyśmy do kuchni, zrobiłam Ani kolację przy świecach i wznowiłyśmy przerwaną lekturę. Mała pamiętała o ilu postaciach mamy doczytać i tym razem poszło nam dużo lepiej. Moje opowiadania były niewystarczające dla Ani, więc na jej prośbę sięgnęłyśmy do źródła. I ostatecznie wyglądało to tak, że Ania wycinała postaci i je przyklejała wkoło Groty Narodzenia Pańskiego, a ja czytałam na głos Pismo Święte. O Abrahamie, Izaaku, Jakubie i ulubionym przez Anię Mojżeszu. Bardzo Anulkę zawsze porusza sposób, w jaki życie Mojżesza zostało ocalone, gdy był jeszcze niemowlęciem i jego pierwsze spotkanie z Panem. Oczywiście historia Izaaka też budziła nasze emocje. Mogłyśmy sobie o tym wszystkim porozmawiać. I wiecie co, to było piękne. Tak siedzieć sobie z ukochaną córką przy świecach i czytać Biblię i przeżywać te historie.
Wniosek ostateczny - książka pana Kity jest inspirująca, aczkolwiek trzeba ją rozbudować we własnym zakresie. Chyba o to też chodziło jej twórcom, by zaprosić rodzinę do wspólnych rozważań adwentowych. Udało się :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)