Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
"Uczenie się nie jest efektem nauczania.
Uczenie się jest efektem działania podejmowanego przez tego, który się uczy".
John Caldwell Holt
© Wszelkie prawa w zakresie kopiowania i upowszechniania zamieszczonych na tym blogu tekstów i zdjęć w celach publicznych są zastrzeżone. Teksty i zdjęcia nie mogą być publikowane i powielane bez pisemnej zgody autorki.
Jeśli chcesz coś skopiować proszę napisz do mnie: m.m.kosicka@gmail.com
Natomiast w zaciszu domowym ze wszelkich pomysłów, metod, sposobów korzystajcie proszę do woli :)

29 listopada 2014

Adwent - coś dla małych i dla dużych.

Tegoroczny czas oczekiwania na Narodziny Pana oprócz zapalenia pierwszej świecy adwentowej rozpoczniemy czytając książkę "Dobre postanowienia" (klik) Katarzyny Filipek-Herniczek. Przygotujemy, tak jak jej bohaterowie, listę dobrych rzeczy, dobrych czynów, dobrych gestów i spróbujemy wcielić je w nasze życie.
Tymi dobrymi postanowieniami, które uda nam się zrealizować przyozdobimy tort dla Pana Jezusa. Wszyscy razem: i dzieci, i rodzice. Symbolizować je będą świeczki, ozdoby tortowe typu perełki i gwiazdki, oraz prezenty. Oczywiście nikt nikogo tu sprawdzał nie będzie. Każdy sam w swoim sercu, podczas wieczornej modlitwy, będzie ofiarowywał swój prezent dla Dzieciątka. Ozdabianie tortu będzie tylko taką bardziej namacalną formą z myślą o młodszych pociechach. Wydaje mi się jednak, że też starsze rodzeństwo i my sami zmobilizujemy się do pracy nad sobą dzięki niej.
Ponieważ każdy będzie wymyślał Dobre postanowienia, nasze czyny będą na miarę nas samych. Wtedy jest większa szansa, że rzeczywiście uda nam się coś zmienić w naszym życiu..

Tort bez ozdób wygląda tak:


Wydrukowałam go w formacie A2. 
Przyozdobimy go świeczkami i prezentami, 
które razem z tortem możecie znaleźć na tej stronie (klik).

Z moim napisem możecie ściągnąć taki tort różowo-pomarańczowy lub zielono-niebieski (j.w.).
 Załączam również zmniejszone świeczki (klik), prezenty (klik) oraz ozdoby (klik).

Planujemy też rozpocząć przygodę z Drzewem Jessego. Mówiąc w skrócie, jest to poznawanie drzewa genealogicznego Jezusa Chrystusa. Czytając Pismo Święte poznajemy rodowód, przodków naszego Zbawiciela. Więcej przeczytacie tutaj lub tutaj i tutaj.Jest to ciągle jeszcze mało powszechna metoda przygotowywania się do świąt w Polsce, za to niezmiernie popularna w Stanach.
Ponieważ znam nas, nasze roztrzepanie, wieczorny rozgardiasz (a tylko wieczorem jest szansa wspólnego, dłuższego spotkania) teksty z Pisma Świętego nie będą długie. Skupimy się na jednym, głównym wersecie i w miarę możliwości, potrzeb i sytuacji, tudzież sprzyjających okoliczności, będziemy go rozszerzać.. Czytając Słowo Boże. Także w formie bardziej przystępnej dla dzieci czyli po prostu z Biblii dla dzieci. Mamy ich paręnaście, wiec jest w czym wybierać. Wychodzimy z założenia, znając nas, żeby coś zapamiętać, treści nie może być zbyt wiele.. ;)

Będziemy korzystać z gotowych ilustracji. Każdy obrazek jest przypisany na jeden dzień adwentu, odnosi się do konkretnego fragmentu Słowa Bożego. Znajdziemy też na nim jedno zdanie z Pisma Świętego i adres do niego. Obrazki powycinam, przykleję na tekturce lub sztywniejszej kartce. Dzieci będą je codziennie kolorować, każdego dnia ktoś inny. W ten sposób stworzymy nasze pierwsze Drzewo Jessego. Zdjęcia z realizacji wkrótce :)


Są to darmowe kolorowanki do książki dla dzieci  
"Unwrapping the Greatest Gift" - "Rozpakowując najwspanialszy prezent" 
Ann Voskamp, 
mamy (jak przed chwilą doczytałam!) edukującej domowo szóstkę dzieci :)


Ilustracje urzekły mnie zupełnie, jak i cały projekt przepięknie dopracowany i pomyślany.
Kiedy zajrzałam do środka książki, zachwyciłam się. Możecie ją obejrzeć na stronie amazona (klik).



By móc skorzystać z darmowych ilustracji trzeba kliknąć zakładkę Free Gifts na samej górze, po prawej na tej stronie (klik) :) Są różnej wielkości, po sześć, cztery lub jedną na kartce A4.


Dla Rodziców polecam również adwentowe słuchowisko "Plaster miodu" 
Ojca Adama Szustaka, dominikanina, dostępne na FB (klik) oraz tu (klik).


Na zakończenie rozważanie Jacka Święckiego opisującego Adwent w kontekście bajki "Kwiat paproci".

Kwiat paproci jest bajką dość okrutną. Jej bohater, pokonując strach i przeróżne widziadła broniące dostępu do tajemnego miejsca w puszczy, zrywa w noc świętojańską kwiat mający dąć mu wszelkie bogactwa, władzę i powodzenie w życiu. Pod tym jednak warunkiem, że zdobytym szczęściem z nikim się nigdy nie podzieli... No i przygoda kończy się katastrofą: bohater zostaje tyranem przeklinanym przez wszystkich i umiera nieszczęśliwy. Ja przynajmniej taką wersję bajki czytałem w dzieciństwie.

Współczesna wersja opowieści jest nieco inna: rynek zalany jest książkami i broszurkami o sukcesie. Wszystko co ci potrzeba możesz odnaleźć w sobie, trzeba tylko pokonać strach przed nieznanym, a oto odkryjesz, ze w tobie samym drzemie olbrzym, który tylko czeka na okazje, by się ujawnić. Możesz być szczęśliwy, dorobić się niemal z dnia na dzień, osiągnąć upragnione stanowisko, miłość itp. itd. I co najciekawsze niektóre zdecydowane na wszystko osoby rzeczywiście do tego dochodzą. Niestety wiele z nich kończy w podobny sposób co bohater bajki o kwiecie paproci. A co do szczęścia, Napoleon umierając na wyspie Świętej Heleny wyznał ponoć, iż był w życiu szczęśliwy tylko przez 6 dni!

Adwent to jednak niezupełnie podobna bajka. Adwent to czas oczekiwania na owego dziwnego Mesjasza, który wcale człowiekiem sukcesu nie był i nie będzie. "Jesus-Christ Super-Star" zawsze się źle dla Kościoła kończy. Adwent to czas oczekiwania, aż Jezus z Nazaretu urodzi się w mało schludnej stajni mojego serca. I którego obecność przepełnia szczęściem, choć nie eliminuje cierpienia.

Tak: Amen. Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan,
Bóg Który jest, Który był i Który PRZYCHODZI,
Wszechmogący.

Wszechmogący, gdyż miłość, którą nam przynosi w darze "wszystko może".



Dobrego Adwentu!


ps. By poczytać o naszych wcześniejszych pomysłach, kliknijcie na etykietę Adwent po prawej stronie


27 listopada 2014

Bliskie spotkania z.. biedronką! Przyrodniczo i matematycznie :) Owady cz.V

Kolejnym zwierzątkiem, jakie wzięliśmy na tapetę była biedronka. Są to jedne z pierwszych owadów, które nas witają na wiosnę (poza muchami) i jedne z ostatnich, które żegnają na jesieni (poza muchami).
Bardzo je lubimy (poza muchami.. ;)). Zawsze wywołują okrzyk radości i wszyscy u nas zbiegają się, by zobaczyć te małe stworzenia.
Tak było i tym razem. Zrywając w październiku ostatnie ogrodowe winogrona przyniosłam wśród niech do domu również biedronkę. O mało jej nie zjadłam.. ups ;)

Ponieważ karty do nauki o biedronkach miałam przygotowane (dzięki uprzejmości jednej z mam również edukujących domowo :)), pierwsza "lekcja" odbyła się jeszcze tego samego dnia. Nasz stawonóg trafił do "terrarium" i zaczęło się oglądanie.
Radości było dużo, ponieważ miałam też niespodziankę dla dzieci w postaci wielkiej lupy. Kilka dni wcześniej wypatrzyłam ją w Lidlu i jeszcze jej nie używaliśmy.






Po oględzinach zapoznaliśmy się z budową biedronki. Okazało się, że głowa jest mniejsza niż myśleliśmy. Zaliczaliśmy bowiem do głowy tułów, a tułów myliliśmy z odwłokiem ;)
Dzieci nauczyły się również, że wierzchnia para skrzydeł to nie są skrzydła, a pokrywy :)
Po poprawnym nazwaniu części ciała biedronki, nastąpiły kolejne oględziny.






Następnie zapoznaliśmy się z niektórymi gatunkami biedronek.



Oprócz winogron, daliśmy biedronce do jedzenia listki nasturcji, które zasadziły dzieci, z biedronkowym przysmakiem, czyli z mszycami. Oblazły nam całe kwiatki niestety. Nasza mała przyjaciółka nie była nimi zainteresowana. Może nie była głodna? ;)





Dwa dni później wróciliśmy do tematu. Przypomnieliśmy sobie, jak zbudowany jest nasz chrząszcz, korzystając z kart i już sztucznego owada. Opowiedziałam też dzieciom o cyklu życiowym tego stawonoga. Następnie obejrzeliśmy krótki amatorski film przyrodniczy, pokazujący jak biedronka przechodzi ze stadium larwy do imago. Budził on w dzieciach mieszane uczucia..
Film (klik).
Znajduje się on na stronie
http://www.dzieciecafizyka.pl/przyroda/zwierzeta/biedronka/biedronka.html


Kolejnym etapem było samodzielne przygotowanie cyklu życiowego biedronki.
Przygotowałam taki oto zestaw do pracy: klej, nożyczki, wizerunki stadiów życiowych biedronki oraz schemat cyklu życiowego.




Towarzystwo zabrało się do pracy :)










Dzień wcześniej udało nam się wybrać w końcu do fryzjera, co widać na zdjęciach ;))
Tworząc cykle życiowe naszego chrząszcza ćwiczyliśmy motorykę małą - wycinanie, przyklejanie, pisanie. Istotne zwłaszcza dla chłopców ;) 
Dzieci zażyczyły sobie również plastelinę, by ulepić dorosłą biedronkę, 
jak to robiliśmy w przypadku mrówek (klik).





Oto efekty pracy Małych Kosików :)








Dzieci były bardzo twórcze.
Antoś niestety wyprzedził mnie 
i wszystkie dzieła nie doczekały się sfotografowania w ich pierwotnej formie.. :(

Do ściągnięcia schemat i miniatury :)

Tak wygląda nasz biedronkowy kącik :)



By wykorzystać tego owada również do nauki liczenia,
wydrukowałam różne karty z liczbami i biedronką ze strony

Bardzo różnorodnie z nimi pracowaliśmy. Rozpoczął Staś.
Na początek wykorzystaliśmy Biedronkę na liściu z liczbą od 1 do 20 (klik).

Staś ułożył szorstkie cyfry i dopasował do nich liczby.



Ponieważ już dosyć sprawnie liczy do 100, odliczanie do 10 to zdecydowanie za mało. W ruch poszły kolorowe schodki i złote perełki Montessori. Utrwalaliśmy tzw. "nastki".


Antoś ćwiczył liczenie kropek na dużej biedronce o takiej:
Liczymy kropki na biedronce (klik)
Układał kropki, następnie dopasowywał do nich odpowiednią liczbę na liściu z biedronką. 
Na koniec wskazywał daną ilość kropek jeszcze raz na karcie kontrolnej i głośno ją wymawialiśmy.





Staś chciał tylko kropki układać.
Stworzył zatem biedronkę Czterdziestokropkę.
Ilość kropek oczywiście policzył :)



Następnie przygotowywaliśmy się do dodawania i ćwiczyliśmy liczby parzyste
układając taką samą ilość kropek po obu stronach biedronki (klik).




Kolejnym krokiem były próby dodawania tej samej ilości kropek (klik)

Na początku Staś nie była szczególnie zainteresowany..
Doszliśmy do 2+2.



Przełom nastąpił dopiero po paru dniach obcowania z biedronkami.. ;)



Liczyliśmy też kropki przyczepiając do niech odpowiednią ilość spinaczy.




Do pracy ze spinaczami chłopcy wracali najchętniej, ponieważ bawiliśmy się, że tworzymy w ten sposób nogi biedronek (odpowiednio do ilości kropek lub prawie odpowiednio ;)) i później chodziliśmy takimi stworami po podłodze ganiając jeden drugiego..

Ostatnio Antoś wymyślił sobie również, by kropki przenosić pęsetą (podbierając ją Ani).
Częściowo się udawało :)



Nasze aktywności biedronkowe (układanie drobnych elementów chwytem pęsetowym, praca z klamerkami do bielizny) sprzyjały też rozwojowi motoryki małej, tak ważnej przy przygotowaniu do nauki pisania. Są to ćwiczenia usprawniające precyzję ruchów i koordynację wzrokowo-ruchową dzieci.


Te oraz wiele innych ciekawych kart pracy dla dzieci znajdziecie na stronie www.twinkl.co.uk :)
Karty do pracy z biedronką znajdziecie na boxie, ja mam je tylko pożyczone w wersji papierowej.
Post bierze udział w akcji

20 listopada 2014

Trochę o czytaniu

Lubicie czytać książki? My bardzo. I ja, i mąż, i nasza córka. I synowie też. Regularnie je przeglądają i mówią, że "czytają" ;) Mam nadzieję, że też się zarażą tym bakcylem..

Ciężko mi wchodzić do księgarni, zbyt dużo bym chciała kupić, wszystko kusi...
Dlatego od paru już lat, w sumie od pierwszej klasy Ani, czyli od lat pięciu, odkrywam na nowo biblioteki. Staramy się wybierać te bardziej nowoczesne, z katalogiem w sieci, informacją na maila, że za tydzień trzeba oddać daną pozycję, a potem wiadomością, że to już jutro. Taki system bardzo ułatwia życie. I wypożyczanie ;)
W związku z tym książek możemy czytać nadal dużo, a zwłaszcza nasze dzieci, bez konieczności kupowania ich. W edukacji domowej - bezcenne :)
Ponieważ nasza Ania połyka wręcz książki, dzień zaczyna od książki i kończy go oczywiście czytając, ciężko mi ją od nich odgonić. A raczej zagonić do innych aktywności, zwłaszcza takich związanych z pisaniem lub liczeniem na przykład. Córka jest mistrzem w wynajdywaniu tysięcy sposobów i metod by czytać, czytać i jeszcze raz czytać, i niekoniecznie robić to, co matka by sobie życzyła. Książki są na łóżku Ani, pod łóżkiem, obok łóżka, na biurku, w salonie na komodzie oraz kredensie, znajduję je również na fotelu i kanapie. Wszędzie tam, gdzie niekoniecznie jest ich miejsce. Mimo moich próśb, by na miejsce wracały. Zwłaszcza te z biblioteki.. Mają swoją oddzielną półeczkę, by nie szukać ich po całym domu, co i tak niestety regularnie się zdarza. Połykanie książek, jak widać, ma plusy i minusy. Jak wszystko ;)

Brak mi ostatnio sił i czasu, by ukochaną córeczkę zagonić do pisania, wymyśliłam, by założyła bloga. Z pomocą przeszedł mi podręcznik do nauki języka polskiego, w którym co chwila (dosłownie!) jest mowa o jakimś blogu. Również sama Ania oświadczyła ostatnio, że chce założyć bloga (pewnie ten podręcznik ją natchnął ;)) i pisać o zwierzętach. Przypomniałam córce jedynie, że jednego bloga o zwierzakach już ma (założonego cztery lata temu, wisi sobie martwy w sieci) i
poprosiłam, li i jedynie, by powstał zatem jeszcze jeden o książkach. A może taki postawiłam warunek, już nie pamiętam.. Tak czy siak, poprosiłam o bloga, na którym by pisała o tym, co czyta. A są tego ilości zatrważające.. że wymienię tylko NIEKTÓRE przeczytane w klasie IV: cała seria "Ani z Zielonego Wzgórza", "Pana Samochodzika", "Tomka" Szklarskiego, Tolkiena (siedem razy "Władca Pierścieni" i raz "Silmarillion" - ja nie przebrnęłam), Makuszyński itd. itp. Czyta też i takie pozycje jak "Biuro detektywistyczne Lasssego i Mai" czy regularnie "Basię" Staneckiej. Aktualnie poszedł na tapetę Juliusz Verne.. Tak to wygląda.. czasami jestem tym przerażona. Nie nadążam za nią i nie wiem, którą lekturę omawiać. Ledwo coś zdążę sobie odświeżyć lub przeczytać po raz pierwszy, a Ania jest już pięć pozycji dalej..i jak tu przeprowadzić lekcję nt. książki nie znając jej :((.
Stąd mój pomysł na bloga. Najstarsza latorośl przychyliła się ku niemu ochoczo.
Wymyśliła tytuł strony i temat pierwszego posta. Pobawiłyśmy się wybierając czcionki, planując układ na stronie i ogólnie pouczyłyśmy się, jak bloga samodzielnie obsługiwać. Nawet ja poznałam nowe opcje.. ;) I zostawiłam dziewczynę przed komputerem, by tworzyła swojego pierwszego samodzielnego posta.
Oto i on.! :)
Mam nadzieję, że zapału nie zabraknie i kolejne pojawią się wkrótce. Zachęcam do komentowania bloga Ani, zwłaszcza znajomych - to zawsze mobilizuje :)



Młodsi bracia ciągle widząc siostrę z książką i regularnie słuchając bajek i opowiadań przez nią czytanych, oczywiście też do poznawania literek się garną.
Naszą naukę rozpoczęliśmy już dosyć dawno.. Moje dzieci uwielbiają układać puzzle z podpisanymi zwierzętami firmy Kalimba. Dostała je w prezencie jeszcze Anusia. I z każdym z dzieci dosyć szybko pracowaliśmy na nich, na pewno zanim poszły w ruch litery tak bardziej na poważnie.

Tak zaczynał Stasio, gdy miał dwa lata.. :)


Robił także z puzzli pyszną zupę ;)


Naukę literek zaczynaliśmy od samogłosek, zgodnie z zaleceniami pani Jagody Cieszyńskiej. Potem przyszedł czas na sylaby. Kolejno pisanie palcem po literkach, nie szorstkich co prawda (te czekają na przyklejenie), ale zalaminowanych. I oczywiście w kaszy, tudzież piasku.

Używamy wszelkich materiałów, które mamy w domu. Tak to mniej więcej wygląda.







Piszemy palcem po śladzie.


Dopasowujemy samogłoski do siebie.




Pojawiło się też u nas drzewko sylabkowe. Rewelacyjna pomoc - dziękujemy!


Tutaj Antolek ćwiczy sylaby utworzone z literki "m" oraz samogłosek. 
Wypowiadamy je też wtedy głośno, najpierw wspólnie, później syn samodzielnie.


Ćwiczymy też sylaby w taki sposób.


 Chłopcy mają za zadanie dopasować odpowiednie sylaby do siebie. 



Czytamy je też wtedy na głos.


Samodzielna korekcja błędów. Bez pomocy mamy :)


Zgodnie z zasadami Montessori staram się korzystać z pomocy lub tworzyć takie, które umożliwiają dziecku samokontrolę błędów. Przy czytaniu nie jest to takie proste ;)
O samokontroli błędów w metodzie Montessori przeczytacie tutaj.

Układanie odpowiednich sylab nie jest takie trudne. Ale już prawidłowe ich przeczytanie stanowi pewną trudność. Zwłaszcza dla Stasia, o dziwo dla Antosia nie.. Dlatego stosujemy karty zrobione jeszcze dla Anulki, które pomagają rozpoznać sylabę. 
Po utrwaleniu poszczególnych elementów, czytamy sylaby już bez nich. 

PO jak pole, PU jak puma, PY jak Pyza, PA jak para, PI jak piła, PE jak Pepa i PÓ jak półka.


Stosujemy też różne kombinacje powyższych pomocy.



Staś odkrył, że obrazki można zamieniać w taki sposób by literka była ta sama. 
Powstawały różne śmieszne zwierzątka :)



A później kazał mi czytać takie dziwolągi :D

  
Próbował też pisać po wszystkich literkach alfabetu i dał radę :)

To chyba była owa słynna montessoriańska faza polaryzacji uwagi..
Jak widzicie, tutaj pracuje tylko Staś, długo i bardzo dokładnie. 
Antoś zupełnie nie był zainteresowany.

I w końcu przyszedł czas na niezastąpionego Falskiego. 


Próbowałam parę dni temu czytać go ze Stasiem... i tadam! To działa! Pierwsze strony podręcznika za nami, przeczytane! :) Mimo, że niektóre literki jeszcze się mylą i nie są utrwalone.. 
Na szczęście u Falskiego to nie problem.
Dotarliśmy tutaj. Co za radość :)


Teraz muszę się jeszcze zmotywować do przyklejenia szorstkich literek na wykonane już przez Dziadka tabliczki oraz do zalaminowania "ruchomego alfabetu" i wycięcia go. To chyba będzie najtańsza opcja, zobaczymy na ile efektywna. Na profesjonalne literki aktualnie funduszy brak.

Do metody Domana jakoś nigdy się nie zmobilizowałam, a zeszytów Cieszyńskiej nigdy nie kupiłam, pomimo ciągłego zamiaru, by to uczynić.. może jeszcze się uda ;)

ps. A to zdjęcia z dzisiejszego poranka, które zrobiła telefonem babcia Renia :)


  
I piosenka ;)